Kaczmarczyk Sessions - satysfakcja za 2 paczki papierosów

Autor: 
Urszula M. Nowak

Czas jazzowych podsumowań jeszcze nie minął, a w Krakowie płynne przejście w Nowy Rok zagwarantował publiczności Paweł Kaczmarczyk we współpracy z klubem Harris Piano Jazz Bar. Trzy koncerty, trzy różne światy, znakomity finał Kwintetu Krzysztofa Popka - pomogły zatrzymać na dłużej odświętną atmosferę.

Kaczmarczyk Sessions to projekt, w ramach którego krakowska publiczność usłyszała trzy koncerty. Pierwszego wieczoru Julia Sawicka Project feat. Piotr Baron: Sting – Fields Of Soul. Muzycy wykonali utwory z repertuaru Stinga. Projekt miał już swoją poważną premierę. W listopadzie odbyła się trasa koncertowa Julii Sawickiej, w której wziął udział również pianista Paweł Kaczmarczyk oraz Lwowska Orkiestra Symfoniczna. Tym razem gościem specjalnym projektu był Piotr Baron. Na scenie pojawili się również kontrabasista Roman Chraniuk oraz perkusista Marcin Jahr.

Drugi z cyklu koncertów przeniósł nas w zupełnie inną muzyczną sytuację, która przypomniała mi jedną z metod jaką stosują aktorzy w pracy nad tekstem. Bo istotnie odniesienie do aktorstwa było nieuniknione. Muzycy zaprezentowali kompozycje Henryka Warsa i Bronisława Kapera, polskich kompozytorów okresu międzywojennego, twórców min. muzyki filmowej, wymagającej nieustannego przywoływania z odmętów zapomnienia. Nie była to jednak kolejna próba zinterpretowania tego, co w polskiej kulturze zdążyło już przeżyć złote chwile po kilka razy, ale raczej spojrzenie z dystansu, nieprzejaskrawione i pozwalające cieszyć się liryzmem i urokiem znanych melodii. Autorem większości aranżacji jest Paweł Kaczmarczyk, choć pojawił się również utwór, którego współczesną formę stworzył Maciej Adamczak. W tym projekcie bardzo sprawdza się również pełna ciekawego kolorytu gra na bębnach Dawida Fortuny.

Finałem całego przedsięwzięcia był koncert Kwintetu Krzysztofa Popka, w skład którego, oprócz lidera weszli: Grzegorz Nagórski, Paweł Kaczmarczyk, Adam Kowalewski oraz Kazimierz Jonkisz. Cóż… O składzie nie wypada powiedzieć inaczej, jak tylko używając przymiotnika „zacny”. I rzeczywiście dużo było w tych wykonaniach szlachetności. To, co zasługuje na uwagę, to fakt, że koncert był długi, muzycy wykonali wiele kompozycji, dając tym samym publiczności czas na zmierzenie się z różnymi utworami. Były standardy, ale także kompozycje Popka, Nagórskiego czy Kaczmarczyka. Oczekiwania, jakie płynęły względem nagromadzenia tylu muzyków o znaczących osiągnięciach w jednym miejscu, nie zostały zawiedzione. Pięknie było usłyszeć dźwięk eufonium w tych ostatnich dniach roku, zwłaszcza, że ich sprawcą był Grzegorz Nagórski. Szczerze mówiąc – liczyłam na to, że usłyszymy nie tylko puzon. Wielkim wydarzeniem była również możliwość słuchania na żywo Krzysztofa Popka, co zdarza się w Krakowie nie tak często, jak byśmy tego chcieli.

A na koniec zupełnie przyziemna refleksja, która może stanowić uzupełnienie do niedawnego podsumowania roku. Podoba mi się tendencja, że kluby takie jak krakowski Harris, czy warszawski Pardon To Tu, za cenę dwóch paczek papierosów, dają nam tyle muzycznej satysfakcji. Oby tak dalej.