Jorgos Skolias & Oleś Brothers – Trio Sefardix w Galerii Freta

Autor: 
Maciej Karłowski
Autor zdjęcia: 
Krzysztof Machowina

Na koncert Jorgosa Skoliasa i braci Olesiów przyszło we wtorkowy wieczór do nowomiejskiej Galerii Freta wielu słuchaczy. Zespół nie zagrał jednak po porostu koncertu, ale wystąpił, jako część większej całości, jaką jest Tydzień Kultury Greków Polskich. Projekt ten warszawska publiczność miała okazję poznać rok temu, kiedy to zaprezentowany został podczas Festiwalu Nowa Muzyka Żydowska. Od tamtego czasu wspólne granie tria zaczęło żyć własnym życiem. Materiał znany z tamtego koncertu został nawet zarejestrowany w studiu i możliwe, że będzie miał swoją płytową edycję, w którejś z ważnych, światowych oficyn wydawniczych. Byłoby dobrze. Kibicujemy mocno temu przedsięwzięciu.

Ale to własne, odpięte od festiwalu życie projektu Sefardix pociąga za sobą pewne konsekwencje. I chyba dobrze jest zdawać sobie z tego sprawę, zanim przyjdzie czas na wygłaszanie opinii. Wtedy w Novym Kinie Praha, kiedy ze sceny zapowiadał go Miron Zajfert, jego ideowy współtwórca, stanęliśmy w obliczu zdarzenia unikatowego. Pieśni greckich Żydów śpiewane na przełomie XIX i XX wieku, pełne odniesień do wielowątkowości śródziemnomorskiej kultury, doczekały się opracowania przez jednego z najświetniejszych i jednocześnie najmniej chyba docenionych  wokalistów mieszkających w Polsce oraz tandem muzyków, których działania na polu jazzu przywracają wiarę, że to wcale nie geografia determinuje jakość artystycznych osiągnięć.

Ci, którzy pamiętają tamten występ sprzed ponad roku, zapamiętali zapewne nie tylko olśniewający głos i akompaniament, nie tylko natchnione melodie i współbrzmienia kontrabasu, perkusji i głosu. Zapamiętali, sądzę, także nieuchwytną dla słów, ale bardzo silną aurę wyjątkowości, będącej wypadkową wykonania,  intencji, okoliczności i samej tematyki zaprezentowanych wtedy pieśni, choć ta wcale niekoniecznie jest zawsze poważna i doniosła.

Sefardix w Galerii Freta tej wspomnianej otoczki już nie miał i nie jest to żadną miarą wina projektu. Zresztą niczyja to wina. Niemniej, pamiętając tamten koncert i tamto olśnienie, trudno było we wtorek pozostać tak do końca zaspokojonym. Rzecz nie w samej muzyce, ani też w jej wykonaniu. I Jorgos Skolias i bracia Olesiowie zaprezentowali się bardzo dobrze, swobodnie, z zapasem i rozmachem. Tej jakości będę bronił jak Zawisza sztandaru.

Ale, choć muzyka, jej jakość i wykonanie są najważniejsze, nastrój koncertu tworzy także sposób aranżacji przestrzeni między utworami. Zdarza się też czasem, jak moim zdaniem miało to miejsce w Galerii Freta, zachwianie proporcji między tym, co płynie do nas z muzyki, a tym, co pomiędzy muzyką. I to „pomiędzy” było dysonansem tego koncertu. Szczęśliwi ci słuchacze, którym udało się rozdzielić te dwie składowe scenicznego zdarzenia.