Primitivo
Po przesłuchaniu setek godzin nagrań muzyki najdawniejszej, zwanej potocznie muzyką prymitywną, rzec można, iż muzyka jest ludzką koniecznością opowiadania o dwóch skrajnych emocjach – radości i rozpaczy. Nie mają znaczenia umiejętności ani instrumentarium. Nie mają znaczenia podziały na odbiorców i artystów. W końcu nie ma znaczenia nic poza koniecznością umuzykowienia emocji. A skupienie się na emocjach i prostocie uniemożliwia użycie jakichkolwiek klisz, czy fałszywych gestów. Odkodowanie pierwowzorów muzykowania i odnalezienie inicjalnych pramotywów stało się kluczem do nagrania niniejszego albumu. - stwierdził w notce do płyty Marcin Oleś.
Bezwzględnie tak, pełna zgoda, że muzyka jest ludzką koniecznością opowiadania o emocjach, ale czy aby na pewno tylko o dychotomii radości i rozpaczy? Śmiała to przyznam konstatacja. A co z złością, wstydem, zdziwieniem, wstrętem? W końcu też co z miłością? Paul Ekman, jeden z najwybitniejszych psychologów XX wieku zauważył, że cztery spośród ludzkich emocji strach, złość, smutek i zadowolenie są rozpoznawane we wszystkich kulturach na świecie, w tym także przez ludy nie dotknięte kulturą Zachodu, co ostatecznie może trochę świadczyć o tym, że mają charakter uniwersalny, podstawowy.
No właśnie, skoro jesteśmy przy ludach nie dotkniętych cywilizacją i w obliczu chęci sięgnięcia po muzykę prymitywną czy nie warto poszukać tego prymitywizmu w dźwiękach tria Oleś Brothers & Antoni Ziut Gralak? Czy aby na pewno on tam jest? Czy tylko jesteśmy zwodzeni zapewnieniami o inspiracjach melodiami tradycyjnymi, wyrosłymi z prymitywnej kultury muzycznej? (tak na marginesie przy utworze Odwalla - Art Ensemble Of Chicago i Kothbiro kenijskiego śpiewaka Joba Sedy znanego bardziej jako Ayub Ogada o sięganiu do źródła nie ma co mówić chyba, że zadowolimy się sięganiem z drugiej ręki).
Wsłuchując się w ten album odnoszę wrażenie, że mamy tu raczej propozycję muzyczną bardzo daleką od postulowanego w tytule primitivo. Muzykę będącą raczej wyrazem bardzo wysmakowanej i wypieszczonej postawy estetycznej, z emocji, szczególnie tych najsilniejszych i najbardziej podstawowych, dość pieczołowicie wyczyszczoną.
Nie chcę przez to powiedzieć, że Primitvo słucha się źle. Absolutnie nie, ale coś jednak jest nie tak. Albo kuleje ideologia, albo sposób jej wyrażenia. Albo mamy pretensjonalny statement, albo w pretensjonalny sposób ten statemanet przełożony został na język muzyki. Ilekroć wracam do tej płyty mam nieodparte wrażenie, że co prawda obcuję z czymś misternie, a w przypadku Antoniego Ziuta Gralaka dodatkowo przepięknie i przejmująco zagranym, to jednak w sumie jest to obcowanie jakby przez krystalicznie czystą szybę. Bez możliwości odczucia co tak naprawdę trio chciało swoim graniem przekazać, bez szansy wywołania ani radości, ani rozpaczy.
Oczwywiście nie sposób nie ulec urodzie tej muzyki. Są takie chwile, kiedy uwodzi ona swoim wymuskanym brzmieniem jak najpiękniejsza kobieta, ale obawiam się niestety, kobieta nieprawdziwa, z którą nie sposób tak naprawdę i na zawsze się zaprzyjaźnić. A w niemym, zimnym podziwie tkwić zbyt długo nie można, bo jak ściana rośnie wówczas podział. Tutaj, podział na muzyków i odbiorców.
1.Suazi 09:35, 2.Ka Ko 00:33, 3.Odwalla 06:30, 4.Gambetta 04:36, 5.Nangma 07:44, 6.Macochi 07:17, 7.Hotel Mar Mar 05:31, 8.Hindu 08:16, 9.Kothbiro 06:11, 10. Sangje Menla 07:3
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.