Isis Voyage

Autor: 
Barnaba Siegel
Stanton Davis and The Ghetto Mysticism Band
Wydawca: 
Culture of Soul
Dystrybutor: 
Culture of Soul
Data wydania: 
29.05.2014
Ocena: 
4
Average: 4 (1 vote)
Skład: 
Stanton Davis – trąbka, Leonard Brown – saksofon, instumenty, Alan Pasqua, Delmar Brown – klawiszowe, Jerry Harris – bas, Vinnie Johnson – perkusja, Lee Genesis - śpiew

Jakoś tak wyszło, że Jazz nie polubił się ze stylistyką Space. Przynajmniej w latach ’70, w czasach gry tego typu zwariowane mariaże były na porządku dziennym. I nie mówię tutaj o space jako o stopniu uduchowienia muzyki (bo tego nie brakowało w jazzie nigdy), ale o tym specyficznym, transowym i nasyconym elektroniką brzmieniu. Coś jak Hawkwind, tylko z innymi instrumentami – i odpowiednio wyższym poziomem artystycznym.

Był oczywiście zespół Mwandishi Herbie Hancocka, którego muzycy wydawali także znakomite albumy solowe, utrzymane w podobnej stylistyce. Był potem także długi epizod samego lidera, który po sukcesie „Headhunters” zagubił się w świecie jazz-funkowego, elektrycznego kosmosu. Do jego klasycznych dziś albumów, czyli „Man-Child” czy „Secrets”, wracam niechętnie, bo po zachwycie barokowymi aranżacjami utworów zawsze przychodzi jakaś pustka, monotonia stojąca w kontraście do umiejętności solistów. Był oczywiście i Sun Ra, ale u niego kosmos był wyrażany przez skrajnie ekspresyjne środki wyrazu, a nie elektrohipnotyczną, rytmiczną budowę utworów. Być może z tego właśnie powodu, tej trudności w wyważeniu galaktycznej transowości z ciekawą treścią, mało który z otwartych na świat jazz-rocka muzyków zechciał wejść w podobne połączenie. „Mało”, ale jednak paru odważnych muzyków-astronautów się znalazło.

Podczas dziesiątek godzin spędzonych na poszukiwaniu i przechiwaniu mało znanej muzyki z lat ’70, jeden ze znajomych przegrał mi garść rzadkich album fusion, a wśród nich było coś o dziwacznej nazwie - Stanton Davis' Ghetto/Mysticism „Brighter Days”. Mocno kosmiczna muzyka zrobiła na mnie spore wrażenie, ale o płycie zapomniałem do czasu, gdy w sieci pojawiła się informacja o albumie z niepublikowanymi utworami i nowymi miksami. Spodziewałem się, że będzie to przeciętnej jakości atrakcja dla skrajnych już fascynatów muzyki lat ’70, którzy kupią wszystko. Po pierwszym odsłuchu wiedziałem już, że się myliłem, a po kilku zdrowo się w tej płycie zakochałem.

Brzmienie tego materiału to prawdziwa manifestacja pomysłowości, jaką zdawali się emanować muzycy w latach ’70. W przeciwieństwie do płyt Hancocka, nie znajdziemy tu mozaiki syntezatorowych dźwięków. W ogóle „Isis Voyage” jest płytą, która – jak na swoje przebogate brzmienie – jest zaskakująco oszczędna. Silne wrażenie „kosmiczności” jest uzyskane przede wszystkim dzięki lekko zmodyfikowanemu brzmieniu basu, kurtynie dźwięków perkusyjnych i wysokich rejestrów, w jakich porusza się trębacz i saksofonista. Do tego oczywiście instrumenty klawiszowe, które jednak wcale nie starają się wdzierać na pierwszy plan, i szczypta natchnionych wokali.

Pomimo tego, że album ten jest tylko zbiorem niewykorzystanych lub odświeżonych utworów, podziwiam wydawcę (i samego Davisa, współodpowiedzialnego za miksy), że zdołał całość ułożyć w sensowną i porywającą opowieść, usuwając większość wokali z oryginalnej wersji i uwypulkając warstwę instrumentalną. Rozpoczynające ją, dwuczęściowe „Delta Six/Brighter Days” wprowadza nas w stopniowo przybierający na gęstości wir pełen posępnych dźwięków, by w jednej chwili zerwać tę mroczną kurtynę, wpuścić światło i wprowadzić atmosferę istnego haju. Z klimatu pozytywnego odlotu w zaangażowany, transowy miks fusion i funku idealnie wprowadza nas „Things Cannot Stop Forever” (pozbawione śpiewu z oryginalnego LP), które kontynuuje ekscytujące „High Jazz”, hipnotyzujące nas przed ponad 10-minut kolejnymi solówkami i krótkimi wykrzyknięciami zawartych w tytule słów. Dalej pojawia się też ukłon w stronę spiritual-jazzu, w postaci tytułowego „Isis Voyage”, i „Odwala” oraz parę krótszych cudeniek. Wrażenie robi zwłaszcza intensywna repryza „High Jazz” oraz kojące „Funky Fried Tofu” (żartobliwa oda do gastronomicznego hitu drugiej połowy lat ’70).

Co również ciekawe, nie powiedziałbym, że grają tu wybitni soliści. Większość z nich nie zrobiła kariery i trudno się wręcz doszukać albumów, na których grali. Pomimo tego, profesjonalizm bije z każdej nuty, aż chce się słuchać co będzie dalej. Natchnione, ale wyważone improwizacji nie starają się iść za daleko, nie porywają się w coltrane’owskie rejony, a jednak świetnie pasują, poruszają, z gracją krążą po astralnych rejonach, a część z nich zapada w pamięć. A to trudna sztuka.

Album wieńczą dwa house’owe remiksy „Things Can Not Stop Forever” i“High Jazz”, porządnie zrobione, ale oczywiście niespecjalnie interesujące i dość zastanawiające w kontekście podniosłej treści płyty. Z drugiej strony – może któryś DJ zrobi z tego użytek i nawróci parę duszyczek na jazz pod pretekstem słuchania chilloutowej muzyki? Odejmując je, i tak wychodzi uczciwe 60 minut świetnej muzyki!

Każdy kolekcjoner płyt ma problem gdzie wsadzić na półkę kolejne CD. Może zabrzmi to głupio, ale solidnym zapoznaniu się z „Isis Voyage” uznałem, że najlepsze będzie sąsiedztwo wspomnianego już Mwandishi, Eddiego Hendersona i Juliana Priestera oraz szczerze dopisuję ją do prywatnego kanonu space-jazzu. Dziękuję Cultures of Soul za objęcie tak szalonego pomysłu, jakim było przywrócenie blasku płycie, której „nikt” nie znał!

1 Delta Six / Brighter Days (Previously Unreleased) 2 Funky Fried Tofu (Alternative Instrumental Version) 3 Things Cannot Stop Forever (Alternative Instrumental Mix) 4 High Jazz (Alternative Mix) 5 Isis Voyage (Previously Unreleased) 6 High Jazz Reprise(Alternative Mix) 7 Odwalla (Previously Unreleased) 8 Space-A-Nova (Alternative Version) 9 Things Cannot Stop Forever (Al Kent Version) 10 High Jazz (Al Kent Version)