Intervals

Autor: 
Andrzej Nowak (Spontaneus Music Tribune)
Joel Futterman
Wydawca: 
fsrecords.net
Dystrybutor: 
fsrecords.net
Data wydania: 
15.08.2020
Ocena: 
4
Average: 4 (1 vote)
Skład: 
Joel Futterman - piano

Amerykański pianista Joel Futterman jest ważnym uczestnikiem sceny jazzowej, głównie free jazzowej wschodniej części Ameryki od ponad czterech dekad. Nie nagrywa jednak wiele, nie pcha się na koncertowe afisze, a większość swoich płyt dokonał w towarzystwie, a może lepiej powiedzieć, u boku swego bodaj największego muzycznego przyjaciela, Edwarda „Kidda” Jordana.

Teraz dociera do nas – za pośrednictwem Fundacji Słuchaj! – ze swoim solowym dziełem „Intervals”, nagranym dwa lata temu w Virginia Beach, VA, w trakcie którego zaprasza na ponad godzinną podróż po zakamarkach współczesnej pianistyki, oczywiście silnie osadzonej w jazzie, ale nad wyraz kolorowej, różnorodnej i niebanalnie skonstruowanej dramaturgicznie. Dwie długie opowieści (ta pierwsza, wbrew opisowi płyty nie trwa prawie 30 minut, ale odrobinę powyżej 20 minut) i skromny dodatek, rodzaj „encore”, po części także pewnego rodzaju podsumowanie tego, co działo się na dwóch zasadniczych częściach albumu.

Płytę zaczynają bardzo spokojne „palcówki” do klawiaturze. Muzyk kreśli melodię, pewien nieuciążliwy rytm i kreuje dużą przestrzeń na potrzeby tego, co wydarzy się potem. Te pierwsze frazy płyty będą się na niej pojawiać jeszcze kilkukrotnie, zatem śmiało możemy je nazwać rodzajem tematu, który dzieli swobodną improwizację na poszczególne … interwały. Nim Futterman zabije na alarm i rozpocznie pierwszą, prawdziwie free jazzową galopadę, zaproponuje nam jeszcze kilka spokojnych fraz, pełnych zadumy, melancholii, ale też dramaturgicznego niepokoju. Muzyk zdaje się tańczyć na klawiaturze, niczym kot przyłapany na gorącym uczynku. Swoje wszystkie muzyczne pasje, gatunkowe „ulubieństwa” ujawnia nam już w pierwszej dziesiątce minut nagrania. Świetnie szuka echa na samym dnie fortepianu, równocześnie kipiąc jazzowym temperamentem. Mąci „flow” narracji tysiącami pomysłów, nie ma zwyczaju powtarzania fraz więcej niż dwa, trzy razy. Chwilami sprawia wrażenie, że ciągle za czymś goni, a nawet przed czymś ucieka. Szybko łapie wtedy oddech, zmienia tryb, a czasami powraca do „tematu” improwizacji. Kameleon, który perfekcyjnie unika złych rozwiązań. W pierwszej części najbardziej udane wydaje się być wszakże ostatnie pięć minut. Muzyk wyhamowuje, szuka cisza, echa klawiszy, wyczekuje, delikatnie preparuje dźwięki. Gdy sięga już dna prawdziwego, zwinnie i w mgnieniu oka powraca do stanu małej galopady. Dla tego artysty taka metamorfoza, to pestka.

 

Drugą część płyty, ponad 37-minutową otwiera oczywiście repryza „tematu” improwizacji! Muzyk na jej bazie buduje nieco inną opowieść. Znów tańczy na klawiaturze, ale spomiędzy palców wycieka mu kilka fraz „contemporary”, wprost z jego muzycznego bagażu, który z pewnością ugina się od wielogatunkowych doświadczeń. Buduje narrację gęstą, ale jednocześnie lekką i niebywale przestrzenną. Są kanty, są zadziory, ale jest oddech, chwila refleksji, kreowany także w całkiem dynamicznych pasażach. Po upływie 12 minuty Joel prezentuje nam przez moment swoje wręcz „chill-outowe” oblicze. Ale i w tej roli wydaje się być nad wyraz autentyczny. Liczy struny, cierpliwe sprawdza blask białych i czarnych klawiszy. Po upływie kolejnych trzech minut jego opowieść nabiera jednak masy, tempa, gęstości, a wszystko to znów dzieje się niemal w ułamku sekundy. Lewa ręka maltretuje czarne klawisze, prawa wprowadza białą część klawiatury w stan przedagonalny. Po wybuchu emocji, po wygaszeniu ekspresji bystry Amerykanin szuka ukojenia we frazach post-ragtime’owych, znów łagodnieje i skutecznie odnajduje dramaturgiczne podpórki w całej historii współczesnej pianistyki. Wraz z wybiciem 30 minuty muzyk w imponujący sposób schodzi nisko na kolanach, a jego klawiszowy pasaż nabiera niesamowitego echa. Potem znów szuka ukojenia i ciszy. Na sam już finał części liczy klawisze, skacząc po nich niczym polny konik. Niewiele ponad czterominutowy, trzeci odcinek, to – jak już wspominaliśmy - rodzaj podsumowania płyty, który śmiało możemy oznaczyć mianem „radio edit”. Fragment większej całości okrojony do rozmiarów dogodnych dla radiowych publikacji.

1. Intervals Part One, 2. Intervals Part Two, 3. Intervals Part Three