The Great Lakes Suites

Autor: 
Maciej Karłowski
Wadada Leo Smith
Wydawca: 
TUM Records
Dystrybutor: 
Tum Records
Data wydania: 
16.09.2014
Ocena: 
5
Average: 5 (1 vote)
Skład: 
Wadada Leo Smith: trumpet; Henry Threadgill: alto saxophone, flute, bass flute; John Lindberg: double bass; Jack Dejohnette: drums.

Ostatnie kilka lat to czas Wadady Leo Smitha. Jego aktywność jest wielka i zazwyczaj skutkuje płytami co najmniej intrygującymi. Co więcej działa w różnych instrumentalnych i w ogóle muzycznych kontekstach. Piszemy zresztą na łamach Jazzarium regularnie o jego przedsięwzięciach. Oczywiście najbardziej popularnym, przynajmniej w Polsce, jest jak do tej pory jego najsłynniejsza formacja The Golden Quartet. No ale nie ma co się za bardzo dziwić, grupa zgarnia bardzo prestiżowe nagrody albo jest do nich nominowana i wydała „Ten Freedom Summers” Wadadowe opus magnum i jednocześnie płytę podsumowującą lata jego aktywnej walki o prawa obywatelskie w USA.

Ale Ten „Freedom Summers” to już trochę przeszłość, choćband działa cały czas. Dzisiaj miłośnicy talentu tego wyśmienitego trębacza i filozofa improwizacji spoglądają w stronę nowego kwartetu, który swą nazwę wziął od nagrania, którym cieszyć się możemy od nie całych dwóch miesięcy.

„Great Lakes Suites” ujrzał światło dzienne 16 września 2014 roku i zelektryzował jazzowy świat, jeszcze zanim ten usłyszał zawartą na płycie muzykę. Stało się tak przede wszystkim za sprawą składu. Oto obok Wadady Leo Smitha i znanego z The Golden Quartet basisty Johna Lindberga, w grupie znalazły się dwie inne ikony chicagowskiej sceny: Henry Threadgill i Jack DeJohnette. W ten sposób słuchacze dostali używając języka dzisiejszego dziennikarstwa kwartet megagwiazdorski. To oczywiście nie zawsze oznacza, że muzyka przez takie bandy gwarantuje prawdziwie megamuzyczny poziom. Tym razem jednak, przynajmniej w moim odczuciu, tak właśnie się stało.

 

Jak głosi tytuł płyty cały muzyczny materiał, który tu usłyszymy to wielka muzyczna wypowiedź na temat Wielkich Jezior Ameryki Północnej. Jest ich pięć:  Michigan, Ontario, Górne, Huron oraz Erie. Ale na płycie ścieżek dźwiękowych jest  sześć. Ostatnią trębacz poświęcił jezioru ST. Clair, którego wielkim nazwać ni jak nie sposób, zwłaszcza w kontekście pozostałych akwenów, ale dla geografii i całego ich ekosystemu mającego znaczenie niebagatelne.

Sporym jednak nadużyciem byłoby widzieć w tym zbiorze sześciu suit dzieło programowe. Sam Wadada od takiego pomysłu postrzegania swojej muzyki odżegnuje się. Wielkie Jeziora nie tyle zostały przez niego sportretowane, co stały się iskrą zapalającą kreatywną wyobraźnię. Ta natomiast nie podsunęła liderowi jakiejś szczególnie odkrywczej idei muzycznej i nie pchnęła na tory nieznanych muzycznych przestrzeni. Wręcz przeciwnie.

Jest tak jak to zawsze u Wanady Leo Smitha bywało, kiedy stawał na czele własnych akustycznych grup. Najbardziej trywialnym byłoby opisać tę muzykę jako nowoczesny, kameralny free jazz. Ta etykieta jednak, choć dająca się bronić, kompletnie nic nie mówi o tym z jakiego rodzaju doznania dźwiękowe nas czekają.

Magia zawartej na płycie muzyki bierze swoje źródło nie w koncepcji, ale ze sposobu, w jaki do materii muzycznej podchodzą jej wykonawcy. Majestatyczne współbrzmienia trąbki i saksofonu altowego wprowadzają nas w kolejne części płyty, potem zdarzenia rozgrywają się w najróżniejszych konfiguracjach od duetów po kwartety, ale bez pośpiesznych i głośnych erupcji, bez zawiłych fraz ani kulminacji rozumianych jako eskalacja intensywności. Narracja płynie swoim wcale niespiesznym tempem, choć czasem od perkusyjnych spiętrzeń aż robi się gorąco. Nie mniej jest miejsce dla wszystkich. Nikt jednak, a już szczególnie Smith i Threadgill,  tej ofiarowanej przez muzykę przestrzeni nie śmie zagadać. Chwilami odnoszę wrażenie, że jest ona z namaszczeniem przez nich celebrowana.

W taki sposób grają tylko muzycy najwyższej próby. Twórcy mający wielki szacunek dla kompozycji i świadomi tego, że brzmienie i forma to sprawy tak samo ważne jak indywidualne umiejętności improwizatorskie. Te natomiast najbardziej dobitnie i najbardziej przejmująco uzewnętrzniają się kiedy gra się tylko te najważniejsze dźwięki. To ogromne doświadczenie każdego z członków kwartetu pozwoliło im zamknąć w oszczędnych frazach, fascynujących brzmieniowych splotach rozpinających się na   całą swoją mądrość wynikającą z wielu dekad bardzo poważnego traktowania muzyki.

W swoim zamyślonym brzmieniu i niegłośnej intensywności muzyka z „The Great Lakes Suite” wywołuje niekiedy dreszcze i zdumiewa. I chyba w ogóle mogłaby nie być zadedykowana Wielkim Jeziorom. Wystarczy, że po prostu jest.  

Disc One: Lake Michigan; Lake Ontario; Lake Superior. Disc Two: Lake Huron; Lake Erie; Lake St. Claire.