Marcin Olak Poczytalny: Ten felieton pewnie też jest polityczny.

Autor: 
Marcin Olak
Zdjęcie: 

Do niedawna wybór muzyki, której słuchamy, był decyzją opartą o preferencje estetyczne słuchacza – ale mam wrażenie, że właśnie zaczyna się to zmieniać. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że słuchanie – bądź nie słuchanie – piosenek Zenka Martyniuka zaczyna mieć wydźwięk polityczny. Fakt, że ta muzyka została wprowadzona na salony, ma swoją cenę: dźwięki zaczynają obrastać znaczeniami, zaczynają być kojarzone ze światopoglądem, z konkretną opcją polityczną.

Podobnie rzecz się ma z książkami Olgi Tokarczuk - jeśli je czytam, to w jakimś sensie staję w szeregach intelektualnej opozycji. Tu, dla odmiany, zaważyło wyproszenie noblistki i jej twórczości z przestrzeni, w której z racji znaczenia i rangi tej literatury powinna być ona obecna.

W obu sytuacjach został naruszony pewien porządek. Sztuka i rozrywka zostały poddane ocenom według niestosujących się do nich kryteriów, a efekty są po prostu absurdalne. Być może w wypadku noblistki nie do zniesienia był fakt, że prezentowana przez nią postawa jest sprzeczna z oczekiwaniami rządzących. W wypadku Martyniuka być może chodziło o przyjazny gest wobec potencjalnych wyborców, ewentualnie o oglądalność produkcji TVP. Tak czy inaczej obie te sytuacje są dziwne, niestosowne. I w jakiś sposób niepokojące.

Dla porządku – nie mam żadnego problemu z ludźmi, którzy czytają bądź nie czytają książek Olgi Tokarczuk. Nic mi do tego, ze ktoś ma ochotę słuchać disco-polo. Czy czegokolwiek innego. Natomiast bardzo przeszkadzają mi doklejane na siłę znaczenia. I zdecydowanie przeszkadza mi sytuacja, w której miesza się sztukę i nieskomplikowaną rozrywkę, i próbuje się je oceniać według tej samej miary. Miejsce sztuki jest na salonach, wśród ludzi posiadających wystarczające kompetencje kulturalne, dzięki którym są w stanie ją docenić. Tak, sztuka jest elitarna. Zawsze była. A jeśli jakimś cudem trafia pod strzechy, to nic na tym nie traci – ani ona, ani ci, którzy pod ową strzechą mieszkają. Tracą natomiast salony, które sztukę wyprosiły. Tracą na znaczeniu, na prestiżu. Tracą prawo do uważania się za elitę. Tymczasem miejsce disco-polo jest na festynach, na wiejskich weselach; tam, gdzie ludzie chcą się przy czymś takim bawić. Problem pojawia się, jeśli te dźwięki jakimś cudem trafią do filharmonii. One nie staną się przez to sztuką, co najwyżej prestiż sali goszczącej taki show nieco spadnie… Nawet, gdyby te skoczne strofy były przez cały sezon, co dzień, wyśpiewywane w Carnegie Hall, to i tak pozostaną tylko skocznymi refrenikami. Popularnymi wśród pewnego typu odbiorców. I tyle.

Gdyby nie ta nieszczęsna polityka, cała ta sytuacja byłaby co najwyżej niestosowna, może nawet zabawna. Nie byłoby problemu, gdyby to telewizja prywatna wyprodukowała i wyemitowała ten nieszczęsny benefis czy postanowiła nie transmitować uroczystości związanych z wręczeniem nobla polskiej pisarce. Ot, kontrowersyjne decyzje właścicieli stacji, nic więcej. Natomiast, jeśli to się wydarzyło w telewizji publicznej, na czele której stoi polityk… no cóż, tu już jest gorzej.

Polityka ma tą paskudną właściwość, że przywiera do wszystkiego, czym tylko się zajmie. Brudzi wszystko, czego tylko dotknie. Narzuca swój punkt widzenia, nadaje swoje znaczenia. Polityczny stał się Zenek Martyniuk, w politykę obrosły genialne powieści Olgi Tokarczuk. A skoro ja piszę o Tokarczuk i Martyniuku, to być może i ten felieton jest polityczny? Bez sensu.

Słucham dziś płyty Brada Mehldaua i Marka Giuliany z 2014 r. i po raz pierwszy cieszę się, że jazz i muzyka improwizowana są zjawiskami niszowymi. Może dzięki temu nie zostaną zauważone i zawłaszczone przez polityków? Taming the Dragon, utwór tytułowy z tego albumu, zawiera tekst, recytowany przez Mehldaua. Krótkie opowiadanie o śnie, o godzeniu w sobie samym odmienności, sprzeczności. Przyznaję, że taka postawa jest mi bliższa od zajmowania stanowisk, obrony jakichś wyimaginowanych szańców. Jest to nie do przyjęcia w polityce, ale na szczęście jeszcze nie wszystko jest polityką. I mam nadzieję, że tak zostanie.