Urodzinowe wspomnienie o Bobie Brookmeyerze Piotra Jagielskiego
Bob Brookmeyer zmarł cztery dni przed swoimi 82 urodzinami. Taka smutna informacja spłynęła na mnie w 2011 roku właśnie gdy zaczynałem pisać tekst z okazji jego urodzin. Niemiłe zaskoczenie. Tekst urodzinowy nie powstał, ale powstało wspomnienie, które teraz w dniu urodzin wielkiego aranżera warto przywołać.
Większość mediów nawet nie odnotowała faktu, że Brookmeyer zmarł. Przykre to i dosyć symptomatyczne, ponieważ ten wielki kompozytor i aranżer nigdy (takie mam silne wrażenie) nie doczekał się sprawiedliwej oceny swojej pracy, w Polsce szczególnie. Gdyby ta ocena była wobec niego w porządku, trzeba by zbudować mu pomnik, a nie dość że pomników nigdzie nie widać, to wydawać by się mogło, że nikt nawet nie zauważył śmierci tego cichego muzyka. A jest o czym pamiętać i o czym mówić. W swojej długiej i bogatej karierze, Brookmeyer występował jako pianista i puzonista z takimi tuzami jazzowej historii jak Charles Mingus, Coleman Hawkins, Bill Evans, Gerry Mulligan (zastąpił Cheta Bakera w zespole Mulligana), Jim Hall i wielu, wielu, naprawdę wielu innych. Choć mnóstwo osób zapamięta go być może właśnie z tego okresu działalności i powodu gry na nietypowym instrumencie jakim jest puzon wentylowy – ja też poznałem go przez ten dziwny instrument i Mulligana, oglądając film „Jazz On A Summer's Day” dokumentujący Newport Jazz Festival, gdzie Brookmeyer występował jako członek kwartetu saksofonisty – najważniejsza strona jego pracy leżała nieco dalej. Nie koniecznie było to przygrywanie do tańca, ta lekkość i beztroska mulliganowskiego grania.
Wreszcie trzeba to powiedzieć – bez Boba Brookmeyera nie słyszelibyśmy prawdopodobnie o Marii Schneider, która studiowała u niego między 1986 a 1991 rokiem. Brookmeyer był jednym z najwybitniejszych kompozytorów jazzowych, zaraz obok Gila Evansa. Niestety był też zwyczajnym człowiekiem, który miał swoje słabości – w jego przypadku był to alkohol. Z uzależnienia starał się wydostać uczestnicząc nawet w sesjach Anonimowych Alkoholików. Nie wiem czy się udało, czy Brookmeyer ostatecznie wyleczył się ze swojego nałogu, pewnie w znaczniej mierze tak sądzą po jego muzyce. Trudno jednak nie docenić roli spustoszenia jakie wieloletnie picie wywołało w jego organizmie. Być może była to rola kluczowa.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.