Gerry Mulligan

Stan Getz@98- mistrz gładkiego brzmienia

W jednym z utworów Toma Waitsa, „Spare Parts – A Nocturnal Emission” między bohaterami piosenki odbywa się następujący dialog:

– Hej, maleńka, może wpadniemy do mnie, huh? Posłuchamy czegoś gładkiego na stereo...

– Masz jakieś płyty Stana Getza?

Chet Baker - James Dean jazzu

Elegancki Chevrolet zatrzymuje się na rogu Broadwayu i 57 ulicy na światłach. Tylko dlatego, że jest czerwone a kierowcy się nie spieszy. Jest środek grudnia a dach drogiego, sportowego samochodu jest schowany. Śnieg pada wprost do środka, na eleganckie obicia siedzeń i na samego kierowcę. To Chet Baker. Siedzi spokojnie w swoim wozie, cały obsypany śniegiem, w swojej najlepszej marynarce i słucha Zoota Simsa grającego „I understand”. Padający śnieg nie mógł obchodzić go mniej.

Urodzinowe wspomnienie o Bobie Brookmeyerze Piotra Jagielskiego

Bob Brookmeyer zmarł cztery dni przed swoimi 82 urodzinami. Taka smutna informacja spłynęła na mnie w 2011 roku właśnie gdy zaczynałem pisać tekst z okazji jego urodzin. Niemiłe zaskoczenie. Tekst urodzinowy nie powstał, ale powstało wspomnienie, które teraz w dniu urodzin wielkiego aranżera warto przywołać.

Take Five, be cool! Dziś setna rocznica urodzin Paula Desmonda.

Paul Desmond jest jednym z najpopularniejszych i jednocześnie najbardziej bagatelizowanych saksofonistów w historii jazzu. Słyszał go niemal każdy, czy o tym wie, czy nie. Kompozycja jego autorstwa „Take Five” podbijała nie tylko listy przebojów ale w ostatnich latach także branżę reklamową. Posłużyła do tła dla reklam samochodów, napojów i funduszy emerytalnych. Do dziś jednak ten utwór łączony jest najczęściej z Davem Brubeckiem, liderem grupy, do której należał saksofonista. Desmond był jednym z niewielu saksofonistów swojej epoki, którzy nie brzmieli jak Charlie Parker.

Całe życie poświęciłem na zgłębianie tego, czym jest prawdziwa improwizacja - Lee Konitz

Podobno Charlie Ventura bił głową w ścianę, gdy słuchał gry Lee Konitza. Słuchał swojego zastępcy w big-bandzie Teddy’ego Powella. Moim zdaniem z rozpaczy, tej samej, która kazała pianistom wychodzić z pokoju, w którym grał Bud Powell. Trochę rozpacz, trochę urażona duma, trochę nagłe uświadomienie sobie swoich własnych braków. Lee Konitz miał wówczas 18 lat.