Svengali - rzecz o Gilu Evansie cz. 3

Autor: 
Ryszard Borowski
Zdjęcie: 

Najpierw słyszy się brzmienie

Geniusz Evansa znalazł wyraz w niedocenianej na ogół dziedzinie uprawiania muzyki, jaką jest aranża­cja. Ludzie, którzy niewiele wiedzą o muzyce, nie mo­gą w pełni zrozumieć sensu pracy aranżera, często wręcz nie zdają sobie sprawy, jak wiele z tego, co docie­ra do nich podczas słuchania muzyki jest dziełem czy­stej aranżacji. Nawet nie wszyscy zawodowcy zdają sobie sprawę, jak ważną sprawą jest, by aranżer był na­prawdę dobrym rzemieślnikiem. Jego praca często decyduje o charakterze całości nagrania, a jeśli przy­padkiem zdarza się, że aranżer jest artystą, to zawsze powstanie dzieło wybitne. Aranżacja i kompozycja są w jazzie tymi obiektywnymi elementami, które nie za­leżą, tak jak np. improwizacja, od nastroju chwili, lub atmosfery na sali. Oczywiście walory dobrej aranżacji można uwypuklić np. poprzez dobre nagłośnienie, za­chowanie odpowiednich proporcji w nagraniu, dobre solówki czy doskonałe wykonanie przez muzyków. Wszystkie te elementy można także zepsuć, ale orygi­nalne opracowanie pozostaje pewną stałą, niezmienną wartością. Po dziś dzień grywa się np. kompozycje Glenna Millera, Counta Basiego czy Duke'a Ellingtona w oryginalnych aranżacjach i na ogół stanowi to pewną dodatkową wartość takich wykonań. Należy sobie zdać sprawę z roli, jaką pełni aranżacja we współczesnej muzyce jazzowej i w jazzie orkiestro­wym.

W jej zakres wchodzi nie tylko prosta instrumentacja. Aranżacja zwykle zasadza się na procesie przekomponowania utworu. Bywa również rodzajem jego wariacyjnego opracowania, w którym wiele ele­mentów zapisanych, wymyślonych, skomponowanych jest przez aranżera. To zdecydowanie twórcza praca, która później rzutuje na ostateczny kształt utworu. Jest to dziedzina bardzo bliska kompozycji. Aranżer może wziąć „na warsztat" utwór nieciekawy i wspa­niale opracować go w innym stylu i konwencji. Wybit­ny aranżer może zrobić naprawdę wszystko i okazuje się, że dla słuchaczy często wybór tematu, który zostaje poddany „obróbce" aranżera staje się już bez znaczenia. Ważnym pozostaje sposób aranżacji, oraz - jak zwykle w jazzie - soliści. Gil Evans należał do najlepszych aranżerów - takich, którzy potrafią z każdego tematu wysnuć własną kompozycję. Oma­wiając twórczość znanych kompozytorów zwraca się uwagę na fakt, że wraz z latami doświadczeń zmienia się ich styl i sposób pisania. Podobnie i styl aranżacji Evansa ulegał przeobrażeniom, rozwijał się i zmie­niał.

W początkowych, wybitnych pracach bazował on na jednym, genialnym soliście (Davis) i bardzo precyzyj­nie zaaranżowanej partii orkiestry. Jednym z pierw­szych muzyków, którzy naprawdę docenili pracę aran­żerów był Miles Davis. Gil Evans wspominając wystę­py nonetu Davisa w 1948 roku mówi: „...Na zewnątrz „Royal Roost" znajdowała się tablica „ARANŻE GILA EVANSA, GERRY MULLIGANA, JOHNA LEWISA”. To Miles kazał ją wystawić. Czegoś podob­nego nikt jeszcze nie uczynił - nikt w taki sposób nie wyeksponował aranżerów." Z czasem soliści zaczęli odgrywać większą rolę w orkiestrowych partiach aran­żacji. Forma jego utworów stawała się bardziej swo­bodna i coraz więcej zależało od współpracy doskona­łych muzyków. Wykonując jedynie naszkicowane par­tie jedynie wypełniali je, nie będąc zarazem solistami sensu stricto. Tak mówił o tym Hannibal Marvin Peterson: „... [Gil] dokładnie objaśnia koncepcje muzyki, którą napisał, wyjaśnia o co mu szło, co słyszy, a po­tem daje solistom możliwość rozwinięcia się w tych ramach ze swoim własnym sposobem realizacji celu." Gil na ten temat mówił podobnie: „...Wskażę tylko na początku swój cel, ale potem muzycy mogą robić co chcą. Ta metoda daje dobre rezultaty ponieważ każdy gra tak, jak sam chce, a ponieważ to, co chce ma sens, to muzyka jest dobra jako całość. Chcę robić taką mu­zykę, w której każdy się odnajdzie."

Evans był znawcą muzyki i jej gatunków. Pozostawał otwarty na różne wpływy, i choć nie studiował, ani nie pobierał lekcji u żadnego kompozytora (co było wtedy dość popularne) to jego intuicja muzyczna, talent i doświadczenia zawodowe wystarczyły, by stał się jed­nym z najciekawszych twórców jazzu. Od czasu nawią­zania współpracy z orkiestrą Thornhilla pracował z najlepszymi amerykańskimi muzykami. Do pierw­szych z nich zaliczali się Lee Konitz i Gerry Mulligan, których spotkał właśnie w tym zespole. Od momentu rozpoczęcia pracy dla Milesa Davisa Evans miał do czynienia tylko z najlepszymi. Tak pozostało do koń­ca i miało to niewątpliwy wpływ na rodzaj jego utworów. Używając wyrażenia „utwory" mam zawsze na myśli nie tylko oryginalne kompozycje, lecz także wszystkie prace aranżerskie. Evans wiedząc z góry kto zagra solo i przewidując w jaki sposób muzycy będą potrafili „wypełnić" formę, mógł pokusić się o ekspe­rymentowanie nawet na bazie dużych utworów orkie­strowych. Forma otwarta i aleatoryzm (używając języ­ka muzykologicznego) to, wbrew pozorom, bardzo trudne techniki jeśli jest się świadomym efektu, jaki zamierza się uzyskać.

Warto pamiętać o osobistym udziale Evansa w osta­tecznym procesie tworzenia - w wykonaniu. Kierował on całością zarówno jako bandleader dający uwagi na próbach, jako dyrygent sterujący wykonaniem, a także jako pianista. Grając właściwe dźwięki w odpowied­nich miejscach mógł wpływać na ostateczne brzmie­nie. Jego „interwencyjne" wstawki wypełniają puste miejsca, lub antycypują temat (tak jak to się dzieje w La Nevada przed wejściem puzonów). Warto także, zwrócić uwagę na częste wstępy do utworów, mające dość luźną formę, i w których ważną rolę gra właśnie fortepian Evansa.

W lutym 1994 roku syn Evansa, Miles, tak opowiadał o aranżacji: „Pamiętam, jak pytałem Gila jak doszedł do własnego stylu. Powiedział: wkładałem po trochu wszystkiego. Gil słuchał wszelkich rodzajów muzyki - jazzu, klasy­ki, muzyki popularnej, indiańskiej, nawet dźwięków pochodzących z ulicy, takich jak klaksony samocho­dów. Gil Evans jest twórcą dźwięku jakich mało." Brał na swój warsztat utwory tak różne jak fragmenty tematów bluesmanów (Muddy’ego Watersa, Otisa Spanna) i utwory muzyki tzw. poważnej - kompozycje Delibesa, DeFalli, Rodrigo, operę Gershwina. Jego jazzowe zainteresowania „udokumentowane" w aranżacjach sięgają od Jelly Roli Mortona po Charliego Mingusa i Georga Russela. Wiele jeszcze innych znanych na­zwisk twórców muzyki jazzowej, od najstarszych po nowoczesnych, odnajdujemy na liście aranżacji Evansa: W. C. Handy, Leadbelly, Louis Armstrong, Bix Beiderbecke, Don Redman, Fats Waller, Billie Holiday, Lester Young, Thelonious Monk, Charlie Parker, Dizzy Gillespie, Clifford Brown. Brał także na swój warsz­tat piosenki ze znanych musicali autorstwa takich kompozytorów jak: Irving Berlin, Cole Porter, Richard Rogers czy Kurt Weil.

„Każdy wybitny muzyk musi mieć swoje własne brzmie­nie oraz umiejętność podejmowania decyzji. Brzmienie to pierwsza rzecz jaka wpada w ucho, choćby trwało ono przez ułamek sekundy. Najpierw słyszy się brzmienie, a dopiero potem treść." Ten fragment wypowiedzi Gila Evansa z wywiadu udzielonego we Francji pod ko­niec życia (w 1988 r.), wypowiedzi zainspirowanej wspo­mnieniami o Davisie, można by przyjąć za motto wszel­kich jego aranżacji i opracowań. Evans uzyskał to, co udaje się tylko najlepszym, i zarazem świadczy o ich wielkości: indywidualne, własne brzmienie.