Marcin Olak Poczytalny: Szarzeje

Autor: 
Marcin Olak
Zdjęcie: 
Autor zdjęcia: 
mat. promocyjne

Szarzeje

 

Jesień powinna być złota. Liście, najlepiej takie szeleszczące, suche. I kasztany, żeby można nazbierać całą torbę i potem zastanawiać się po co mi właściwie tyle tych cholernych kasztanów… A tymczasem jest szaro. Tak obojętnie, szaro, jakby ktoś stopniowo zmniejszał nasycenie kolorów. Poniedziałek, środa, niedziela – co za różnica, i tak jest szaro. Nawet jeśli na chwilę wychodzi słońce, to i tak mam wrażenie, że ten blask to po prostu porządnie oświetlona szarość. I do tego za nic nie mogę znaleźć choćby jednego kasztana.

 

Na przekór szarości włączam album Hiatus Kaiyote, Mood Vaillant. Cholera, jak to przetłumaczyć? Bojowy nastrój, taki trochę podniosły i nieco buńczuczny? Jakoś tak. Przydałby się, ale jak tu stroszyć piórka, kiedy szaro?

 

Słucham. Z jakiegoś powodu wydaje i się, że to już stara płyta – ale nie, ukazała się w zeszłym roku! Jakoś rozmył mi się czas… A może nasycił, że tyle się wydarzyło, że rok temu to już tak dawno? Wolę tą drugą wersję. Czułbym się zaniepokojony, gdyby nawet czas mi zszarzał… Choć prawdę mówiąc trochę szarzeje. Przepływ zamienia się w trwanie a powtarzalność, zamiast dawać poczucie stabilności, powoduje, że dni stają się do siebie już zbyt podobne. Słucham Hiatus Kaiyote i zastanawiam się, czy nie dałoby się odmierzać czasu muzyką, piosenkami?

 

Bo na tej płycie są piosenki. Po prostu piosenki. Połamane, kołyszące, zaskakujące – ale niewątpliwie piosenki. Na pewno nie są szare. Wsłuchuję się, pozwalam, żeby muzyka choć trochę pokolorowała to, co widzę… Akurat siedzę w jakiejś sieciówce nad kawą, na uszach mam słuchawki, odcinam się od dźwięków otoczenia. Gwar rozmów i dźwięki tła zastępuje ten przewrotny soundtrack. I wcale nie brzmi bojowo, raczej spokojnie, pewnie – ale nie przewidywalnie, co to to nie! Kolejne dźwięki zaskakują, skłaniają do uważności, do śledzenia przebiegu utworu. Przywracają choć na chwilę poczucie czasu. I trochę odrealniają miejsce, ale to akurat dobrze. Ludzie niosący kawę do stolików wydają się realizować jakąś absurdalną choreografię, są prawie w rytmie – z naciskiem na „prawie”. Przez chwilę mnie to bawi… ale płyta się kończy. A ja mam dość powtarzalności, więc nie zapętlam dźwięków.

 

Dopijam kawę. Nie zdejmuję słuchawek, ale już niczego nie słucham.

 

Wychodzę.

 

W szarość.