Marcin Olak Poczytalny: Podróż

Autor: 
Marcin Olak
Zdjęcie: 

Jadę. Brakuje mi podróży, ruchu, możliwości, więc cieszę się z każdej przejażdżki, każdej odrobiny przestrzeni. Wszystko wygląda tak normalnie, jakby nigdy nic. Samochody, sklepy, ludzie, autostrada – tak normalnie. A przecież nic nie jest normalnie.

 

Trwa wojna, za naszą granicą giną ludzie, rosyjscy okupanci dopuszczają się najgorszych, obrzydliwych zbrodni, żeby tylko złamać opór niezłomnych Ukraińców. A jeszcze wcześniej pandemia postawiła nam wszystko na głowie, przecież nic nie jest normalnie!…

 

A ja jadę, jakby wszystko było OK, jakbym jechał na koncert, jak kiedyś… Jakoś tak abstrakcyjnie się czuję, przecież wszystko jest nie tak, zupełnie nie tak. W wiadomościach coraz mniej o wojnie, coraz więcej zwyczajnych nagłówków. O tenisie, bo to naprawdę wielki sukces. O gali Oskarów. O skokach narciarskich… Przeglądam tylko nagłówki, nie czytam, nie mogę. Ja wiem, że podobno trzeba dalej żyć, że nie ma co się w kółko dręczyć tymi najcięższymi tematami. Trzeba na zakupy, gdzieś pojechać, znaleźć jakieś dobre wiadomości, przecież wszyscy wiedzą, że wojna, ile można o tej wojnie. Czy o pandemii. Czy o tym, że wszystko jest nie tak. No jest, ale trzeba żyć, przyzwyczaić się, inaczej nie będzie… Wiem.

 

W zasadzie jest mi trochę głupio, że wracam ciągle do tej wojny, może też powinienem pozwolić, żeby i u mnie zmieniła się kolejność nagłówków? Ale jakoś mi to się nie udaje, mój świat nie potoczył się dalej. Wszystko wygląda całkiem dobrze, może poza cenami paliwa na stacjach – ale nic nie jest OK. Cierpienie nie jest OK, zbrodnie rosyjskich żołnierzy nie są OK, tego nie wolno przemilczeć, zapomnieć, darować. To absurd, wiem, że absurd, ale czuję, że świat powinien zastygnąć, zatrzymać się, skoro wszystko aż tak się nie zgadza – choćby się zatrzymać, zastygnąć, skoro podobno nie ma jak powstrzymać tego bandyty... To naiwne, przecież świat nigdy się nie zatrzymywał, dlaczego miałby teraz? Cóż, mój świat się zatrzymał, wszystko dookoła mknie dalej – a ja się czuję coraz bardziej odklejony od tej scenografii, jakby w równoległej rzeczywistości.

 

Słucham starej płyty. Grimes, Miss Anthropocene. Te dźwięki były nowe na samym początku, pandemia dopiero się zaczynała, wszystko się zaczynało, a ja słuchałem tej płyty w kółko. Bo taka dystopijna, bo z taką energią, bo fajna, dobrze buja. Dziś jadę i myślę o tym, jaki świat – nawet taki zatrzymany – jest piękny. Jak byłoby pięknie, gdyby wreszcie wojna się skończyła, gdyby zbrodniarze ponieśli konsekwencje swoich zbrodni, gdyby ich ofiarom udzielona została pomoc, gdyby świat pod wpływem tego wstrząsu jakoś stał się bardziej odpowiedzialny, świadomy, normalny, może nawet ciut lepszy?

 

Ale jakoś to marzenie zupełnie nie skleja się z tym, co widzę dookoła, nic się nie zgadza. Feeria nagłówków w mediach, wiosna, kolory – no nic nie pasuje. Czuję, że to dekoracje, że już bardziej realny od tego wszystkiego jest mroczny świat z Miss Anthropocene, choć to tylko płyta…

 

Jadę. Słucham Grimes. Wiem, inaczej nie będzie, więc choć posłucham tej muzyki.

 

To naprawdę dobra płyta, posłuchaj jej ze mną, jeśli chcesz.