Marcin Olak Poczytalny: O co chodzi

Autor: 
Marcin Olak
Zdjęcie: 
Autor zdjęcia: 
mat. promocyjne

W maju miałem wreszcie coś zagrać. Oczywiście nic z tego nie będzie. To znaczy może będzie, ale nie wiadomo kiedy. Organizator nawet nie spróbował podać kolejnych terminów – i chyba tak jest po prostu uczciwiej. Przecież nic nie wiadomo, nic się nie da zaplanować. Zagramy jak będzie można. I jeśli jeszcze będzie nam się chciało.

Nawet nie uderzyło mnie to jakoś szczególnie mocno. Wiadomo o co chodzi, jak jest. To przekładanie terminów było trochę jak takie zaklinanie rzeczywistości, a tu już nie ma co zaklinać. No to nie zaklinam. Piję kolejną kawę i myślę.

Słyszę, że coraz więcej koncertów odbywa się tak półlegalnie, w jakichś galeriach, w garażach, w prywatnych mieszkaniach. Zeszliśmy do podziemia. Ale to chyba też jest OK. Mała sala, kilkoro słuchaczy, muzycy tuż obok… to takie prawdziwe, takie na teraz. A może i na dłużej, bo przecież duże sale i festiwale w większości będą zapraszać wydarzenia z dużym potencjałem komercyjnym, przecież trzeba zarobić, jakoś się odkuć. Powoli myślę nad materiałem na takie mikrokoncerty, już prawie jestem gotowy.

Jeszcze jedna kawa. Ta pandemia, to globalne uniemożliwienie w jakimś sensie pomogło mi zrozumieć, co jest dla mnie najważniejsze. Za czym tęsknię, czego tak bardzo chcę. Nawet, jeśli to nieosiagalne, to ta tęsknota bez cienia watpliwości pokazuje mi, kim jestem, jaki jest świat wokół mnie. Co jest najważniejsze, jak bardzo. Czego pragnę, tak organicznie, a na co się godzę bo tak trzeba, bo nie da się inaczej.

Ku mojemu zaskoczeniu jestem wdzięczny. Po prostu czuję, że wszystko jest teraz na właściwym miejscu, że rzeczywistość się uporządkowała. Nawet, jeśli to najważniejsze jest poza zasięgiem moich rąk. Tak, to boli, to uwiera – ale za to bez cienia watpliwości wiem. I mogę mieć nadzieję. Że kiedyś, że się uda, że mimo wszystko.

Mam nadzieję.

 

Schodzę do ogrodu. Kawa wystygła, ale dopijam i tak. Robię następną. Na słuchawkach stara płyta, Bill Frisell, Music For The Films Of Buster Keaton. Nie analizuję, nie staram się przeprowadzać mniej lub bardziej błyskotliwych analogii. Słucham. Słuchanie muzyki jest jeszcze legalne, ale ta sytuacja sprawia, że czuję się trochę jak na domowym koncercie. Jest nawet ciepło, ale i tak owijam się w koc. Zamykam oczy, kawa nie za bardzo pomogła.

 

Pomału odpływam, i cieszę się pewnością, i jasnością.