Marcin Olak Poczytalny: Nie podlegam.

Autor: 
Marcin Olak
Zdjęcie: 
Autor zdjęcia: 
mat. promocyjne

O ile niepodległość cenię i doceniam, o tyle za świętem nie przepadam. To całe celebrowanie, śpiewanie, stanie na baczność – rozumiem, ale po prostu w tym nie uczestniczę, to nie o mnie. I jeszcze ten marsz. Narodowcy zawłaszczają to święto – tak prymitywnie, po chamsku, z racami i kijami bejsbolowymi, w kominiarkach, tak obrzydliwie… Może kiedyś będzie normalnie, bez wykluczania i przemocy, ale na razie po prostu nie świętuję. Nie podlegam przymusowi maszerowania, demonstrowania i skandowania w tłumie, po prostu nie.

 

Za wschodnią granicą Ukraina walczy o niepodległość. Ludzie umierają, bo temu psychopacie zamarzyła się potęga. Tam nikt nie myśli o maszerowaniu, tam po prostu trzeba pogonić bandytów i upewnić się, że nigdy nie wrócą. Mam nadzieję, że wygrają tę wojnę, że przegonią rosyjskich zwyrodnialców… i że nigdy nie pojawią się ich właśni, z racami i w kominiarkach. Tylko, że z perspektywy widza warszawskiego marszu to nie wyglada zbyt nadziejnie.

 

Moje święto to muzyka. Sięgam po jedną z ulubionych płyt… choć o niezbyt świątecznej wymowie. Charlie Haden, Liberation Music Orchestra, Not in Our Name. Muzyka niepodległa, o niezgodzie na stanie w tłumie.

 

Moja niepodległość jest samotna. I trochę beznadziejna, bo przecież statystyki nie są po mojej stronie. Zresztą chyba nie ma żadnej mojej strony, po prostu odsuwam się od wszystkich stron i ze słuchawkami na uszach idę na spacer do parku. Mijam stoiska z papierowymi chorągiewkami i plastikowymi mieczami świetlnymi, wchodzę między drzewa. O mój borze, borze szumiący, jak tu spokojnie! Dalej od okolicznościowego entuzjazmu, który przecież nie przeszkadza wykluczać i piętnować wszystkich, którzy są inni, którzy nie maszerują, który ponoć usprawiedliwia nienawiść i przemoc…

 

Nie podlegam temu wszystkiemu. Tylko mi smutno, cholernie smutno.

 

Muzyka się już skończyła, ale ja ciągle stoję między drzewami. Nie chcę tam wracać, więc po prostu odwracam się i idę na własny marsz. W zmrok, między drzewa.

 

Już w ciszy.