Marcin Olak Poczytalny iWściekły

Autor: 
Marcin Olak
Zdjęcie: 

W zasadzie nie jesteśmy zamknięci w domach. W zasadzie możemy wychodzić, grać koncerty… Tak, ale jeśli na widowni tylko czwarta część miejsc może być zajęta, to jakoś dobrze to nie wygląda. Sprzedaż biletów nie pokryje nawet kosztów wynajęcia sali, nagłośnienia, oświetlenia. Pomimo że nie jesteśmy zamknięci, to po prostu nie mamy szans na to, żeby grać. Choć przecież nie, czekaj, mamy. Odbędą się te koncerty, na które ktoś wyłożył pieniądze. Jest nadzieja, że będą grać filharmonie, te teatry, które są finansowane z budżetu, odbędą się imprezy opłacone przez państwo. Te niezależne finansowo od publiczności. I te, przy których koszty występu uda się zredukować do zera. Może jakiś koncert bez nagłośnienia, w ogrodzie czy garażu, może coś online? I raczej solo, przecież z biletów nie uzbiera się na większy skład...

Czyli jesteśmy po prostu zależni – teoretycznie nie jesteśmy zamknięci, ale to, czy zagramy, zależy od dobrej woli mecenasa. Najczęściej państwowego. Nie znoszę być zależny.

Najbardziej złości mnie nierówność, podwójne standardy. Ktoś podzielił nas na równych i równiejszych, ktoś – kierując się wyłącznie własnym przekonaniem – pozwolił, żeby nabożeństwa w kościołach odbywały się bez ograniczeń. Trzeba założyć maseczkę, ale to tyle. Jakim cudem? Wirus nie wejdzie do kościoła, bo się boi święconej wody? Ale już do takiego teatru, czy na inny koncert to wbiegnie ochoczo, przecież ci aktorzy, muzycy, cała technika sceny – to źli ludzie są, tacy to przecież zwabią wirusa i zarażą. Same antychrysty. No, i wesela też muszą się odbywać, przecież wódeczka już kupiona, wuj Władek i ciocia Hela przyjdą, nie można odwołać… Szlag mnie trafia!

Byłem ostatnio w teatrze. Co drugie miejsce zaklejone taśmą – tak, to było jeszcze w tych dawnych, dobrych czasach – wszyscy w maseczkach, zero interakcji, dystans zachowany. Jest bezpiecznie! Jakoś nie wyobrażam sobie takiej organizacji widowni w kościele, o weselach nawet nie wspomnę. Po prostu ktoś coś uznał, że kościoły są ważniejsze niż teatry i sale koncertowe. A, i jeszcze szkoły. Dzieci na pewno będą nosić maseczki i zachowywać dystans, a już na pewno te małe, prawda? Ale koncerty ograniczamy. Z pewnej odległości wyglada na to, że ktoś coś robi – a tymczasem mamy niewydolną służbę zdrowia na krawędzi załamania systemu, brak pomysłu na opanowanie sytuacji, zadłużoną gospodarkę – dlatego te szkoły, przecież ludzie muszą chodzić do pracy i generować jakiś dochód, inaczej to wszystko stanie. Państwo nie ma już skąd brać na zasiłki i ratowanie gospodarki, wszystko rozdane na programy socjalne, które tak entuzjastycznie zostały przyjęte przez wyborców…

Siedzę w ogrodzie, piję kawę, nie mam ochoty niczego słuchać. Życie, którego sensem jest przetrwanie, jakoś traci smak. Za chwilę pewnie wezmę gitarę i poćwiczę, to mnie uspokaja. Albo coś napiszę. Jest szaro, jesień. Ale nie złota, nie dziś.

Przetrwamy, oczywiście, że przetrwamy. Potrafimy radzić sobie z takimi trudnościami. Napiszemy o jakieś stypendia, znajdziemy na chwilę inną pracę. Przetrwamy, owszem. Ale oprócz tego nie zapomnimy. Ja na pewno.

Dopijam kawę. Jest szaro.