Lou Reed - gdyby dziewięć lat temu nie zniknął miałby dziś 78 lat

Autor: 
Kajetan Prochyra
Zdjęcie: 
Autor zdjęcia: 
mat. promocyjne

Pierwszą dorosłą muzyką, jaka kiedykolwiek trafiła do moich uszu była kaseta Lou Reeda „Ecstasy”. Niczego wtedy nie wiedziałem o muzyce. Kupiłem ją chyba dlatego, że dostała masę gwiazdek w Machinie a ja chciałem zacząć „interesować się muzyką”. W tym czasie chciałem też kupić album Laurie Anderson „Talk Normal”, ale nie było go na kasecie. Nie wiedziałem wtedy jeszcze, że Laurie i Lou są parą - nic mnie to z resztą nie obchodziło. Obchodziła mnie moja kaseta. Ta dziwna książeczka, w której na czarnym tle twarz Lou Reeda przychodzi jakby poklatkowo drogą do tytułowej ekstazy. Słuchałem jej bez przerwy, nie rozumiejąc pewnie 3/4 słów i 120% kontekstu. Ekscytował mnie przekaz, emocje, powaga i pewność z jaką śpiewał-mówił Lou Reed.

Potem była kupiona za „stówkę” od dziadka, „limitowaną”, dwupłytowa edycja albumu „The Raven” - muzycznego zapisu spektaklu poświęconego i opartego na twórczości Edgara Allana Poe z udziałem nowojorskiej elity muzyki, kina, teatru… Po drodze garść kradzionych mp3’ek z bootlegiem z koncertu z Warszawy czy „Animal Serenade”. Moją ostatną płytą Lou, kupioną kilka lat temu za jakieś śmieszne 20 złotych było DVD z koncertu „Berlin”.

***

Przegapiłem wszystkie koncerty Lou Reeda jakie można było przegapić - 60-80-90 złotych były kwotą, o którą nawet nie przyszło mi do głowy prosić rodziców. To był błąd.

Pamiętam tę radość na wieść, że do Lublina przyjedzie trio John Zorn / Laurie Anderson / Lou Reed. Byłem wtedy autorem audycji w radioJazz.fm, wystąpiłem o akredytację, dostałem - pojechałem. Marzyłem o tym by porozmawiać z Lou Reedem. Nie miałem mu nic do powiedzenia. Chyba też niczego nie chciałem od niego usłyszeć, ale marzyłem by stanąć obok niego - choć wiedziałem, że takich jak ja unika jak zarazy. Do dziś pamiętam audycję Piotra Kaczkowskiego, w której opowiadał o okolicznościach w jakich sam rozmawiał z twórcą Velvetów. Reed miał już dość rozmów, Kaczkowski miał być ostatni, ściągnięty skądś nagle, Lou już właściwie odmówił, po czym zobaczył Kaczora i powiedział: „W porządku, znamy się.”. Zacząłem mierzyć się z radiem właśnie po to by kiedyś sam usłyszeć takie zdanie. 
Na kilka dni przed koncertem okazało się, że Reed nie dojedzie. Zastąpił go Bill Laswell. Na pocieszenie zostało mi spotkanie z Johnem Zornem.

Gdy w radioJazz.fm wszyscy prowadzący audycje mieli zapozować do zdjęcia, które zapowiadać miało nasze programy wiedziałem, że jak Kaczkowski, chcę zasłonić swoją twarz. Wiedziałem też czym: okładką "Ecstasy", Lou Reedem. To zdjęcie wisiało od tego momentu na facebookowym profilu mojej audycji „Klimatu umiarkowanego ciepłego”. Od czasu gdy zniknął Lou Reed, zdjęcia już nie ma. Zniknęło Ecstasy. Dziś Lou Reed gdby nie zniknął miałby 78 lat.