Jimmy Giuffre – niedoceniony innowator

Autor: 
Maciej Krawiec
Zdjęcie: 

Gdyby chcieć stworzyć listę największych artystów ze świata muzyki improwizowanej, których oryginalne pomysły i autorska inwencja nie zostały w porę docenione, na pewno znalazłby się na niej Jimmy Giuffre. Jego imponującej artystycznej drodze, wiodącej od bigbandowego swingu przez swobodnie improwizujące składy bez perkusji po projekty awangardowe, nie towarzyszyło natychmiastowe rozpoznanie, a co za tym idzie komercyjny i medialny sukces. Droga ta pokazuje tym samym, że dla Giuffrego ważniejsze aniżeli błyskawiczne trafienie na jazzowy panteon było po prostu realizowanie siebie poprzez sztukę i inne z nią związane aktywności. A historia muzyki improwizowanej na przestrzeni dziesięcioleci, zdaje się, upomniała się w końcu o jednego ze swych innowatorów.

Giuffre urodził się w Dallas w 1921 roku. Jego pierwszym instrumentem był klarnet, na którym zaczął grać w wieku 9 lat. Muzyczne szlify zdobył w North Texas State Teachers College. Mając 21 lat, wstąpił do armii. Przez ten czteroletni okres bynajmniej nie rozstawał się z muzyką, występując w wojskowym bandzie, gdzie grał na saksofonie tenorowym. Następnie angażował się w rozmaite muzyczne przedsięwzięcia – występował wówczas m.in. z orkiestrami Boyda Raeburna, Jimmy'ego Dorseya czy Buddy'ego Richa, a także w składzie Woody Herman’s Second Herd, dla którego napisał w 1947 wielki hit „Four Brothers”.

Wkrótce zdecydował się na przeprowadzkę do Los Angeles, gdzie kontynuował grę w bigbandach, ale i w mniejszych składach – np. Shorty'ego Rogersa, Shelly'ego Manne'a i Howarda Rumsey'a, współtworząc rodzący się na początku lat 50. cool jazz. W tym okresie pracował również jako aranżer, ale i czynił dalsze kroki na gruncie kompozycji. Niemała tu zasługa jego nauczyciela z lat 1947-1952 Wesley'a LaViolette, który był wyznawcą kontrapunktowej techniki komponowania. Dzięki niemu w połowie lat 50. Giuffre zaczął zwracać uwagę na pisanie muzyki nie tylko dla instrumentów wiodących, ale i sekcyjnych. Inna sprawa, że sekcja nie zawsze była mu potrzebna i nie były to jego jedyne oryginalne jak na owe czasy koncepcje: w jego triach z lat 1956-1961 nie było perkusji, zaś na albumie „Tangents in Jazz” z 1955 nie ma ani gitary, ani fortepianu. To jednak podobna decyzja Sonny'ego Rollinsa na jego wydanej dwa lata później płycie „Way Out West” zdobyła rozgłos.

W 1957 roku wydał pierwszy album ze swym triem Jimmy Giuffre 3, w którym towarzyszyli mu Jim Hall na gitarze i Ralph Pena na kontrabasie. Miejsce tego ostatniego wkrótce zajął Jim Atlas, ale wkrótce i on z zespołu odszedł. Wtedy do grupy Giuffre'go dołączył puzonista Bob Brookmeyer i taki skład został uwieczniony w filmie „Jazz on a Summer’s Day”, realizowanym na festiwalu w Newport w 1958 roku. W innych składach eksplorował również folk i bluesa, a także transponował na jazzowy kontekst brzmieniowe koncepcje Aarona Coplanda czy Claude'a Debussy'ego.

W tym okresie Giuffre zaczął również nauczać w Lenox School of Jazz w stanie Massachusetts, gdzie poznał m.in. Ornette'a Colemana. Wolność, jaką miał w sobie ten muzyk, miała kapitalny wpływ na Giuffre'go, przez co ponownie skierował on swe zainteresowania na inne tory: zaczął w jeszcze w większym stopniu zajmować się swobodną improwizacją i owoce tego znalazły się na albumach nagranych z Paulem Bleyem i Steve'm Swallowem: „1961” i „Free Fall”. Wydawnictwa te nie spotkały się z pozytywną reakcją i musiały na nią czekać do 1992 roku, kiedy to wznowiła je wytwórnia ECM.

Nim to się jednak stało, Giuffre na ponad 10 lat wycofał się z bieżącego życia nagraniowego, skupiając się na nauczaniu m.in. na New York University i New England Conservatory of Music w Bostonie. W międzyczasie wznawiał raz po raz formułę tria (również z Bleyem i Swallowem), interesował się muzyką afrykańską i azjatycką, wydawał albumy w różnych konfiguracjach i wytwórniach. Zmarł w 2008 roku.