Duma i wolność. Dziś 80 urodziny Curtisa Mayfielda!

Autor: 
Piotr Jagielski
Zdjęcie: 

Którejś nocy w 1967 roku Curtis Mayfield zerwał się na równe nogi prosto z głębokiego snu. Coś go obudziło i popędziło do pisania, nie było przebacz. Nie dało się z tym kupczyć ani przebłagać. Mayfield musiał pracować, natychmiast i nieubłaganie. Rezultatem tego nocnego ataku inspiracji okazał się utwór przepełniony słowami o dumie i pokonywaniu wszelkich trudności na drodze do wolności. „We’re a Winner” stało się wkrótce hymnem ruchów wolnościowych działających na rzecz zniesienia segregacji rasowej. Śpiewał ją nawet Martin Luther King prowadząc marsze protestacyjne ulicami miast Stanów Zjednoczonych; uznaje się ją – obok „A Change is Gonna Come” Sama Cooke’a za najważniejszy utwór tego okresu zrywu ruchów walczących o prawa obywatelskie. Curtis Mayfield, którego niewytłumaczalny nocny zryw zrodził tę pieśń, śpiewał ją w towarzystwie swojego zespołu, The Impressions.

Mayfield nie miał spokojnego dzieciństwa. Wychowywany przez matkę stale musiał zmieniać miejsce zamieszkania, osiadając w Chicago, gdy Curtis był już nastolatkiem. Nie zagrzał też długo miejsca w szkolnej ławce. Rzucił szkołę by zostać wokalistą zespołu The Impressions, który szybko zaczął piąć się w górę amerykańskich list przebojów stając się jedną z ważniejszych grup okresu narodzin rythm & bluesa w latach 60. Mayfield samodzielnie nauczył się grać na gitarze, w czym pomogło mu stosowanie otwartego stroju, na wzór bluesmanów z Delty. Po dołączeniu do zespołu odkrył też w sobie umiejętność pisania piosenek. I to chwytliwych piosenek – „Gypsy Woman” czy gospelowe „Amen” królowały na listach przebojów Bilboardu a zespół stał się małą sensacją. Jednak okres największej sławy i szczytu artystycznych możliwości grupy przyszedł z nastaniem epoki buntu obywatelskiego w murzyńskich dzielnicach miast Ameryki. Buntował się Waszyngton, Nowy Jork, Boston, na czele protestów stał Martin Luther King, zaraz za jego plecami stali muzycy i ich pieśni nawołujące do poczucia dumy: Harry Belafonte, Sam Cooke, James Brown, Sly Stone. Niedługo dołączył do nich Curtis Mayfield. Pieśni jego autorstwa –„We’re a Winner”, „Keep On Pushing” i „People Get Ready” stały się hymnami zarówno pokojowych ruchów sprzeciwu obywatelskiego jak i nastawionych na walkę Czarnych Panter. Poza pracą w The Impressions, Mayfield pomagał przy nagraniach innych artystów, jak na przykład Arethy Franklin.

Jednak z nastaniem lat 70., Mayfield zaczął nudzić się w zespole. Potrzebując nowych wyzwań, postanowił rozstać się z The Impressions i zająć się pracą na własną rękę. Rozpoczął od stworzenia sobie własnej infrastruktury, która uwolniłaby go od konieczności bycia zależnym od kogokolwiek – założył własną wytwórnię, Curtom Records, wydającą m.in. The Staple Singers i Baby Huey’a. Mayfield osobiście wyprodukował większość z nich. W 1972 roku, Curtom Records wydało swoją, być może najważniejszą płytę – „Super Fly” Curtisa Mayfielda, ścieżkę dźwiękową do klasycznego filmu kina afroamerykańskiego pod tym samym tytułem. Materiał na płycie przypominał to, co zrobił Marvin Gaye na swoim albumie „What’s Goin’ On” – Mayfield podejmował tematy ubóstwa, narkotyków i przemocy. Gorzkie słowa wyśpiewywał delikatnym falsetem, jakby dla osłodzenia słuchaczowi przykrych wiadomości o tym, jak się sprawy mają. Sukces „Super Fly” pozwolił Mayfieldowi na kolejne angaże filmowe a dziś uchodzi za jeden z najważniejszych albumów czarnej muzyki lat 70. obok „What’s Goin’ On” Gaye’a i „Innervisions” Steviego Wondera. Curtis był w wirze pracy. Produkował, pisał, nagrywał, komponował, zarządzał – normalny śmiertelnik pewno nie podołałby temu wszystkiemu ale Mayfield nie był zwykłym człowiekiem. Udźwignął wszystkie obciążenia, dostarczył muzykę do siedmiu filmów, produkował albumy Arethy Franklin i Marvisa Staple’a, nagrywał również własne płyty.

W październiku 1990 roku, podczas koncertu w Nowym Jorku, część sprzętu oświetleniowego spadła na stojącego na scenie wokalistę. Konsekwencją wypadku, Mayfield został częściowo sparaliżowany. Nie mógł już grać na gitarze, ale i tak nie przestawał pisać i śpiewać. I nagrywać – partie wokalne do swojego ostatniego albumu „New World Order” z 1997 roku, Curtis nagrywał leżąc na plecach, rejestrując linijka po linijce z drobnymi przerwami. Chociaż udało mu się być może oszukać umysł, zmuszając go do nieustającej gimnastyki, ciało pozostało nieubłaganie uparte. Jego stan zdrowia pogarszał się z roku na rok. Zmarł w grudniu 1999 roku w wieku 57 lat.