Święta tradycja, własny głos - fragment rozdziału Młody człowiek z trąbką

Autor: 
Piotr Jagielski
Zdjęcie: 

Beiderbecke włóczył się po mieście z kornetem pod pachą w poszukiwaniu zakazanego prohibicją alkoholu, niedostępnej ulgi. Tak opisała go Dorothy Baker w swojej powieści Młody człowiek z trąbką i tak go przedstawił Kirk Douglas w wyreżyserowanym przez Michaela Curtiza filmie pod tym samym tytułem, z muzyką graną przez Harry’ego Jamesa. W filmie historię nieszczęsnego trębacza opowiada jego przyjaciel, pianista Smoke. „Zawsze kręciło się wokół niego mnóstwo ludzi, ale żadnych przyjaciół, był typem samotnika” – wspomina.

            Legenda Bixa żyła własnym życiem. Każdy młody muzyk chciał być romantycznym „człowiekiem z trąbką” – ale nikt nie chciał przez to cierpieć tak jak Beiderbecke. Być, tak jak on, białym w świecie czarnych, mieszkańcem podziemnego świata, w którym nie miał prawa być. Biali go nie akceptowali, dla czarnych pozostawał obcy. Za dnia Bix dla pieniędzy przygrywał kiczowate melodyjki w komercyjnych orkiestrach. Nocami grał w podrzędnych lokalach muzykę uznawaną na salonach za niemoralną. Dopiero po godzinach, gdy widownia rozchodziła się już do domów, wolno mu było grać to, co naprawdę chciał.

            Bix Beiderbecke jest postacią jak z baśni. Trudno myśleć o nim jako o człowieku z krwi i kości, żyjącym w określonym miejscu, w bardzo określonym czasie.

            Grany przez Kirka Douglasa Rick, naiwny marzyciel, przyjeżdża do wielkiego miasta i dołącza do orkiestry. Z dworca kolejowego idzie prosto na próbę, taszcząc ze sobą walizkę wypchaną płytami. Jest owładnięty muzyką. Orkiestra zaczyna grać, Rick też, i od razu dostaje od życia pierwszą nauczkę: zespół się zatrzymuje, ale Rick tego nie słyszy, gra dalej, zupełnie sam. To nie miejsce na popisy, to jest wojsko, tu nie będzie tolerancji dla niesubordynacji. Rick nie posiada się ze zdumienia: „Mamy grać każdy numer dokładnie tak, jak został napisany? Za każdym razem tak samo?”. „Jesteśmy orkiestrą do tańca i naszym głównym zadaniem jest grać tak, żeby ludzie mogli tańczyć” – despotycznie oznajmia kierownik. Rick gra więc, jak mu każą, a wieczorami chowa się za kulisami, samotny i niezrozumiany jak James Dean. „Dla tej muzyki nie ma nut, nie da się jej zapisać. Słyszysz ją i grasz w danej chwili. Kiedyś będę tak dobry, że zagram tak, jak jeszcze nikt nie zagrał. Trafię nutę, jakiej nikt wcześniej nie słyszał” – wyznaje swojej dziewczynie, śpiewaczce z orkiestry. Ale nawet ona nie potrafi ukoić jego niecierpliwego ducha i Rick rzuca pracę. „Po prostu muszę!” – tłumaczy, a kobieta załamuje ręce. „Młody człowiek z trąbką” – mówi z litością w głosie.

            Prawdziwego Bixa wyrzucano z każdej szkoły, zawsze za to samo – pijaństwo, łajdaczenie się i bijatyki. Zła sława ciągnęła się za nim aż do jazzowych klubów, w których – jako awanturnika – nie chciano go zatrudniać. Nie zapraszano go też na sesje nagraniowe. Nie spełniał oczekiwań publiczności. Potrzebowano kogoś, kto przygrywałby do niekończącej się imprezy. W końcu znalazł miejsce w orkiestrach Paula Whitemana i Jeana Goldkette’a. I grał do tańca. Niemiecki dziennikarz Joachim-Ernst Berendt twierdził, że „kolekcjonerzy płyt na całym świecie kupowali dawno przestarzałe, okropne płyty Paula Whitemana, aby w nieskończoność przesłuchiwać ośmio- lub szesnastotaktowe solo Bixa”.

            Whiteman, przez białą prasę koronowany na „króla jazzu”, nie cieszył się szacunkiem innych muzyków. Gitarzysta Eddie Condon zarzucił mu nawet, że robi z jazzu „tanią dziwkę”. Według Roberta Goffina sam Whiteman uważał, że jego muzyka stanowi „kompromis między prawdziwym jazzem a uprzedzeniami burżuazyjnej publiczności”. Wykazał się jednak niemałą odwagą, gdy w czasach głębokiej segregacji rasowej zatrudnił w swoim zespole czarnoskórego aranżera Fletchera Hendersona. I to mimo gorączkowych protestów menedżera, który rwał włosy z głowy na myśl o możliwej reakcji białej widowni.

            W dalekim Davenport rodzina Bixa nie chciała słuchać „muzyki diabła” ani nic wiedzieć o swoim krnąbrnym synu. Rodzice nie włączyli żadnej z płyt, które przysyłał im z Nowego Jorku. Nie podobało im się, że flirtuje z narkotykami, alkoholem, kobietami i czarnymi.