Joe Maneri - późna kariera geniusza

Autor: 
Marta Jundziłł
Zdjęcie: 

35 lat. Tyle Joe Maneri musiał czekać na wydanie swojej płyty z roku 1963. Album “Paniots Nine”, ukazał się w 1998, nakładem wytwórni Johna Zorna - Avant Label i wywołał falę podziwu i niekrytego zdziwienia. Jak to możliwe, że przez trzy dekady muzyka tak niecodzienna została niezauważona? Nad tą kwestią warto się zastanowić, szczególnie dzisiaj, w urodziny Joe’a Maneri - saksofonisty, który wyprzedził czas.

Dzieciństwo Joe Maneri nie należało do najłatwiejszych. Wychowywał się na Bronxie, w ubogiej rodzinie włoskich imigrantów. Gry na saksofonie nauczył się od ulicznych grajków. Miał dobry słuch, toteż w krótkim czasie potrafił grać zasłyszane melodie nie tylko na saksofonie, a także klarnecie. W szkole nie szło mu za dobrze, ponieważ cierpiał na niezdiagnozowane zaburzenia uwagi. Szybko zakończył więc edukację ogólną, żeby w pełni poświęcić się muzyce. Problemy z koncentracją miał jednak przez całe życie. W późniejszych wywiadach wspomina: “I had to count my money 15 times, to make sure I had it all, and read things over and over until I knew what they meant. It even bothered me in reading music “.

Podczas edukacji muzycznej zainspirował się Schoenbergiem i dodekafonią (dwunastotonowa technika kompozycyjna, odrzucająca zasady tonalne  typowe dla popularnej skali diatonicznej). I to właśnie dzięki temu wpływowi, Joe Maneri nagrał swój pierwszy album - “Paniots Nine” (nagrany w 1963, wydany w 1998). Płyta pełna jest dziwacznych rytmów (9/8) i atonalnych dźwięków; stanowi dialog pomiędzy muzyką free, a dodekafonią. To naprawdę niesamowite, że materiał z tej płyty przeleżał w szufladzie ponad 30 lat, a po wyjęciu i tak uchodził za dzieło wywrotowe, na wskroś eksperymentalne i nowoczesne.

Pierwsze oficjalne nagranie saksofonisty ujrzało światło dzienne w 1991. Wówczas to, zaciągnięty na scenę przez swojego syna, altowiolistę Mata Maneri, nagrał płytę pt. “Kalavinka” (na albumie saksofonista używa również swojego głosu).

Swoją właściwą karierę Joe Maneri rozpoczął więc bardzo późno, bo dopiero pod koniec 60. roku życia. Ostatnie 20 lat  przyniosło mu jednak wiele rozwojowych albumów, w różnych składach, zawsze eksperymentalnych (Joe Maneri Trio, Joe Maneri Quartet, the Maneri Ensemble). Kolektyw the Maneri Ensemble  (poszerzony o pianistę - Matthew Shippa i trębacza Roya Campbella), w 2004 roku nagrał ostatnią dla ECM płytę “Going to Church” - która jest klarownym podsumowaniem twórczych preferencji Joe Maneri: gęsta chromatyka, brak wyraźnych motywów, mikrotonalność i zaawansowane improwizacje.
Zmarł w Bostonie, po nieudanej operacji serca, 24.08.2009. Żył co najmniej o 35 lat za krótko.