Pi Recordings

Mise En Abîme

"Mise En Abîme", to coś więcej niż błyskotliwe nawiązanie do artystycznych środków wyrazu, poprzez fonetyczny zapis francuskiej nazwy zjawiska historii bez historii, czy powielających się lustrzanych odbić. To prawdziwa metodologia utworu muzycznego według Lehmana. To jeden z ważniejszych albumów jazzowych ostatnich lat.Najpierw metaforycznie.

Crisis

Dwa muzyczne obszary, które pozornie rezonują w sposób naturalny. A jednak, gdy myślimy o mariażu tradycyjnych brzmień Bliskiego Wschodu i wolnej improwizacji, myśl wypełnia wspomnienie mocno wyeksploatowanej fuzji dźwięków, kolejnych podobnych zabiegów i dawno odłożonych na półkę albumów z zachodzącym nad pustynią słońcem zdobiącym okładkę. Inaczej rzecz się ma, gdy gwarantem jakości jest logo wytwórni PiRecordings.

Alloy

Ależ to jest cudowna płyta! W swojej refleksyjności i zadumaniu fascynująca jak mało który album ostatnich lat! Nie ma tu zaskoczeń zresztą. Do płyt ważnych, nagrywanych z ważnych powodów, Tyshawn Sorey bez wątpienia jeden z najważniejszych muzyków amerykańskiej sceny jazzowej, przyzwyczaił od samego początku i tę tendencję utrzymuje z klasą właściwą wielkim mistrzom.

Mise En Abîme

"Mise En Abîme", to coś więcej niż błyskotliwe nawiązanie do artystycznych środków wyrazu, poprzez fonetyczny zapis francuskiej nazwy zjawiska historii bez historii, czy powielających się lustrzanych odbić. To prawdziwa metodologia utworu muzycznego według Lehmana. To jeden z ważniejszych albumów jazzowych ostatnich lat.

Mise En Abîme

"Mise En Abîme", to coś więcej niż błyskotliwe nawiązanie do artystycznych środków wyrazu, poprzez fonetyczny zapis francuskiej nazwy zjawiska historii bez historii, czy powielających się lustrzanych odbić. To prawdziwa metodologia utworu muzycznego według Lehmana. To jeden z ważniejszych albumów jazzowych ostatnich lat.

Live At The Village Vanguard

Po niemal dekadzie wspólnego grania materiał tria Marca Ribota wreszcie ukazuje się na płycie. Jakżeż jednak warto było na nią czekać! 

Fourteen

Niektórzy wydają płytę bo chcą mieć pretekst do trasy koncertowej, inni bo mogą, bo trzeba, kolejni - nie wiadomo po co. Jednak są też i tacy, w których muzyka się gotuje. Cierpliwie, nasiąkając smakami poszczególnych składników i przypraw. Odstawiają ją potem na noc na balkon by się zmacerowała - a następnego dnia podają nam prawdziwą ucztę! Takich płyt jest niestety najmniej - a może i na szczęście?

Tomorrow Sunny / The Revelry, Spp

Narodzin nowego albumu Henry’ego Threadgilla byliśmy w jakiejś części akuszerami. Przynajmniej ci, którzy zdecydowali się trzy lata temu odwiedzić w Warszawie Jazzarium Fest i poznański Made In Chicago.

Alchemy

Czy na jazzie trzeba się znać, by móc czerpać przyjemność z jego słuchania? Moim zdaniem nie, a ta płyta jest na to dowodem.

Płyty tej z wielką frajdą słucham od kilku tygodni jeżdżąc na rowerze. Ma w sobie jakąś pociągającą radość i ciepło. Jest transowa a jednocześnie nieprzewidywalna. Obca i swojska.  Kiedy jednak przychodzi ten moment gdy trzeba temu nagraniu wystawić recenzję dłonie odmawiają pisania słów takich jak „mikrotonalność”, „skala nietemperowana”, iracki Makam.

Holding it Down

Na tej płycie nie chodzi o muzykę - choć właśnie ona pozawala nam wejść w świat, do którego droga była dotąd niemal niedostępna.

Strony