Dawno skończyły się już czasy, gdy słowo „wakacje” oznaczało błogą, dwumiesięczną labę. Dorosłość przynosi taką zmianę postrzegania tego określenia, że lato – zamiast z chodzeniem po górach, spływami kajakowymi czy nadmorską opalenizną – bardziej kojarzy się z opustoszałym, dającym wreszcie odetchnąć miastem, serwisami informacyjnymi pełnymi ciekawostek naukowych oraz pierwszymi kolejkami lig piłkarskich. Wówczas tego, co „wakacyjne”, trzeba szukać gdzie indziej, ot, na przykład sięgając po film. „Lato miłości” Pawlikowskiego? „Paulina na plaży” Rohmera?