The Necks - Misterium przybliżane

Autor: 
Anna Początek
Autor zdjęcia: 
Krzysztof Machowina

Zespół, o którym bez wahania i z czystym sumieniem można powiedzieć: unikalny. Grają od blisko 25 lat. Według kalendarza występów The Necks pojawili się pierwszy raz w Polsce w 2008 roku na festiwalu Musica Genera, a drugi pięć miesięcy później na Unsound. Gościł u nas jeszcze cztery razy, ostatni wczoraj, w Teatrze Powszechnym w Warszawie, dzięki wysiłkowi Powiększenia i Planu B. Czy to nam wystarczy? Nie.

Po wielu dekadach dominacji zespołów gatunkowych, od jakichś dwudziestu lat prymat wiodą bandy osobnicze, wytyczające nowe drogi, gatunki, ale niezamykające się w tych gatunków ramach. Jednym z takich zespołów jest The Necks: Chris Abrahams (wczoraj fortepian, a często zamiennie: organy), Tony Buck (perkusja) i Lloyd Swanton (kontrabas). Piszący chcą ich koniecznie zamknąć w określeniu – albo avant-garde, albo avant-jazz, albo ambient, albo, najogólniej, minimalizm. I chyba minimalizm – jako termin określający formę i sposób jej konstrukcji – jest tu jedyny tak wygodny, jak bezpieczny.

Kto raz słyszał The Necks, ten wie, jak powoli, ale zawsze zaskakująco, tkane są ich kilkudizesięciominutowe kompozycje. Wczoraj usłyszeliśmy ich dwie, każda po pięćdziesiąt minut. Zaczątek utworów podobny: każdy muzyk gra dosłownie kilka dźwięków, powtarza je, zapętla, intensyfikuje lub wygładza – wpadamy w trans, a po kwadransie ktoś zaburza rytm, by przejść do kolejnej fazy niby-ragi. Ani wczoraj (gdy pierwszy raz słuchałam ich na żywo), ani  wcześniej przy słuchaniu płyt nie wychwyciłam tego magicznego momentu przeskoku z jednego etapu utworu do drugiego. Przesadzam: da się go uchwycić, ale jest to trudne, gdyż wymaga od słuchacza analityczności, a tej The Necks starają się zapobiec. Tokiem gry wyłączają słuchającego ze wszystkich nawyków, nie pozwalają myśleć, namawiają do słuchania, do tylko słuchania.

 

Ich muzyka zasadza się na uważności, na skupieniu, na byciu z każdym dźwiękiem. Samo już śledzenie pojawiania się kolejnych brzmień uwypukla ich charakter. Pojawiające się w pozornie stałym rytmie docierają do słuchacza w intensywniejszej barwie, mają niejako większe znaczenie. Oczywiście – i tu powraca problem opisu – w przestrzeni utworu pojawiają się też struktury gęste, szybkie, niemal nerwowe, kakofoniczne: tak było wczoraj w drugiej części występu. Lecz kształt ten, chociaż powoduje wrażenie przesytu, jest stworzony nadal z kilku dźwięków. W Teatrze Powszechnym odbiór był szczególnie dojmujący, gdyż nagłośnienie sali jest specyficzne – akustyka tej sceny, jak każdej porządnej sceny teatralnej, powoduje mocną separację poszczególnych dźwięków. Nie wiem, jak wiele organizatorzy zmienili w sytuacji zastanej, ale niemal czuło się ostrza poszczególnych brzmień (ciekawe też było wrażenie, gdy dzwonki zawieszonych na nodze perkusisty siedzącego z lewej strony sceny usłyszałam z prawego głośnika nad sceną – pewne mankamenty nie wpłynęły jednak negatywnie na odbiór całości, choć zmodyfikowały go już na wstępie). Bogactwo dźwięków odkrywanych na nowo właśnie dzięki prostej formie zniewala nie tylko na koncertach (w tym rejestracjach), ale także na ściśle zakomponawanych płytach, których The Necks mają w dorobku blisko dwie dziesiątki.

Co cenię w The Necks (a towarzyszą mi w życiu od kilkunastu lat), to ich nie wymyślanie muzyki, szukanie jej. Mimo wyrazistej konstytucji, nie jest ona w żaden sposób konceptualna; mimo prymatu formy nie jest przeformalizowana; mimo trybalności – niczego nie udaje ani nie pcha się do żadnej kultury na siłę; mimo uwodzenia, hipnotyzowania widowni, nie jest jedynie transowa, jedynie przyjemna, jedynie – jak ktoś to ujął – uzdrawiająca. Jest w tej muzyce utracone przez kulturę Zachodu (tak, w tym po części Australii) wytęsknione sacrum. Pozbawieni rytuału często szukamy misterium w muzyce – bo chcemy poczuć nieuchwytną prawdziwość, chcemy, by nas dotykała wewnętrznie, wstrząsała naszym nieuświadomionym (bo niedorośniętym i nieuważnym?), jestestwem, niech sama wybierze środki, byle za rozsądną cenę. Misterium jest – popowo, rockowo, jazzowo, ambientowo, folkowo, transowo, indie, awangardowo – konsumowane. Jest na rynku, nie w kulturze. The Necks nam nie dają misterium, oni nas do niego przybliżają.