Jacaszek w Powiększeniu

Autor: 
Kajetan Prochyra
Autor zdjęcia: 
Basia Jacaszek

Przez ćwierć koncertu myślałem: "jak ja to opiszę?". Nie mam pojęcia, do czego Michałowi Jacaszkowi służył lewy mikser a do czego prawy, co tak naprawdę robi na swoim laptopie, ani dlaczego akurat klawesyn był tego wieczora "prawdziwy" - grał na nim Ignacy Wiśniewski - a nie komputer. Po chwili jednak, świat dźwięków tworzony przez ten duet przedarł się przez te powierzchowne wątpliwości, budując w mojej głowie piękny, nieznany dotąd świat.

Michał Jacaszek jest producentem i autorem muzyki elektroakustycznej. W swoim dorobku ma m.in. reinterpretację "Trenów" Jana Kochanowskiego, koncepcyjny album "Pentral", zrealizowany w przestrzeniach trzech polskich kościołów, a także muzykę do filmów ("Sala Samobójców") i słuchowisk radiowych (nagrodzona na festiwalu Dwa Teatry "Golgota Wrocławska"). Jest bywalcem światowych festiwali muzyki nowej. Jego najnowszy, inspirowany muzyką baroku, album "Glimmer" ukazał się nakładem prestiżowej amerykańskiej oficyny Ghostly International. W serwisie Pitchfork uzyskał bardzo wysoką notę 7.7. W ubiegły czwartek, w klubie Powiększenie, Jacaszek zaprezentował materiał z tej płyty w towarzystwie klawesynisty i pianisty jazzowego Ignacego Wiśniewskiego.

Niezwykle trudno muzykę Jacaszka oceniać z dystansu, komentować z dziennikarskim chłodem. Jest w niej coś, co z jednej strony porusza wnętrze odbiorcy, niczym medytacja, odkrywa nieznane czy też skryte gdzieś obszary własnej wrażliwości. Z drugiej stawia pod znakiem zapytania tak wiele elementów tradycyjnie pojmowanej muzyki i koncertu. Klarnet basowy, gitara, instrumenty klawiszowe, perkusjonalia... Trudno zliczyć instrumenty, czy generatory dźwięku, które rozbrzmiały tego wieczora w Powiększeniu. Czy muzyka ta grała czy tylko została odtworzona? Czy Jacaszek był tu wykonawcą, improwizatorem, instrumentalistą czy też operatorem - kimś, kto reprodukuje lub uruchamia pewną zaprogramowaną pod hasłem "Glimmer" sonorystyczną opowieść z maszyny? Znawcy muzyki elektronicznej pewnie już odpowiedzieli sobie na te pytania - choć chyba nie do końca, skoro krytyk amerykańskiego NPR Tom Huizinga pisze o muzyce Jacaszka: There's nothing quite like that.

Dla publiczności, która wypełniła do ostatniego miejsca piwnicę przy Nowym Świecie, dylematy te miały chyba znaczenie drugorzędne. Większość z zamkniętymi oczyma dała się prowadzić przez niezwykłą rzeczywistość budowaną przez dwóch artystów dźwięku.

Tak jak po terapeutycznym seansie hipnozy, uczestnicy niekiedy nie są w stanie dzielić się ze sobą wrażeniami, tak i ja nie będę uzewnętrzniał tego, co Michał Jacaszek i Ignacy Wiśniewski stworzyli w moje głowie. Było w tym przeżyciu coś z obcowania z pięknym przedmiotem, ręcznie wykonanym biurkiem, w którym każdy kant, rzeźbiony uchwyt szuflady, inkrustacja blatu, doprowadzone są do perfekcji. Choć to wciąż mebel, martwy przedmiot, jego historia, czas, talent i serce włożone w jego powstanie, ożywiają całą otaczającą go przestrzeń, inspirują tego, kto przy nim pracuje i po prostu wywołują uśmiech na twarzy osoby, która na nie spogląda. W muzyce Jacaszka jest mrok, ale i pewna nuta romantyzmu - przede wszystkim jednak stoi za nią człowiek, w którego głowie cała ta złożoność z pogranicza światów muzyki dawnej i współczesnej, akustyki i elektroniki, harmonii i chaosu się zrodziła. Po wyjściu z klubu na deszczową, tradycyjnie już brudną, warszawską ulicę, mijając samochodem kolejne, źle oznakowane zakręty, trudno było mi się w tym codziennym świecie odnaleźć. Doskwierał mi głód piękna, które podarował mi Jacaszek projektem "Glimmer".