Art of Improvisation Festival 2012 – Les Diaboliques – Very Sophisticated Ladies

Autor: 
Marta Januszkiewicz
Autor zdjęcia: 
Krzysztof Machowina

Dzień gwiazd wrocławskiego festiwalu Art of Improvisation (23 czerwca) był, krótko i obrazowo mówiąc, wspaniałą ucztą muzyczną. Na pierwsze danie trio Les Diaboliques – wystąpiło w Polsce po raz pierwszy. Jeśli ktoś uważał to wydarzenie jedynie za przystawkę do występu Williama Parkera, to się grubo mylił. Kto zjawił się wyłącznie na jego koncercie, nie ma wyjścia – ma żałować! Może ta „diabelska” free improwizująca grupa rzeczywiście stanowi pewną osobliwość przyrody świata jazzowego, bo grają w nim wyłącznie kobiety - no ale jak grają. A też nie tylko muzykę. Wokal - Maggie Nicols, przy kontrabasie Joëlle Léandre, za fortepianianem Irène Scheweizer.

Bez wahania można zgodzić się ze stwierdzeniem, że to mężczyźni zajmują dominujące miejsce w graniu jazzu. Jakby też nie patrzeć, to oni go stworzyli. Jazzmanki (a może by powiedzieć jazzwomen) zwykle są wokalistkami, instrumentalistki to rzadkość. Les Diaboliques, mające swe korzenie w Feminist Improvising Group działającej w latach 80., nie da się zaszufladkować w określone gatunki muzyczne czy konwencje sceniczne. Może występujące w nim panie nie mają już dwudziestu lat, czterdziestu też nie, ale przedstawiają szalenie (dosłownie i w przenośni) energetyczną oraz równie szalenie kreatywną sztukę. Na fortepianie można też przecież grać pałkami czy na kontrabasie, który jest odwrócony. Szept, krzyk, pisk, mowa – najczęściej w jakimś brzmiącym bliskowschodnio języku – to nieodłączne sposoby na powalający wokal Nicols.

Sztuka Les Diaboliques ma swe źródła w rozmaitych muzycznych i teatralnych konwencjach, a ich język muzyczny zakotwiczony jest nie tylko w jazzie, ale też w technikach muzyki poważnej, najbardziej tej współczesnej, w końcu Schweizer i Léandre (komponował dla niej sam John Cage!) mają klasyczne wykształcenie muzyczne. Zespół nazywa siebie grupą performującą, która improwizuje. Słowo, gest, ruch, dźwięk – to nieodłączne składniki jej występów, które nierzadko można określić jako performansy. A skąd pochodzi ich treść, słowa? Sądzę, że z wnętrza - z monologu wewnętrznego, takiego, który prowadzi każdy z nas. Nichols uzewnętrznia swoje czy też stereotypowe „myślenie”, kobiece versus męskie.

Jak to w performansie – nie ma wyjścia – musi on poruszać serca i umysły widzów, czasem szokować. Panie z Les Diaboliques nie chcą być skrępowane, zamknięte w pudełku z konwenansami, chcą grać free, być free, pokazać swój wymiar rozumienia wolności widzom-słuchaczom. Żeby dać do myślenia. Jak mówią, bardziej czują się anarchistkami niż feministkami, zauważają problemy tego świata i starają się je obnażyć. By nas czegoś nauczyć? W kulturze, owszem, tkwi np. wiele stereotypów, których nie jesteśmy świadomi. One chcą walczyć o ukazanie swojej prawdy – ich bronią jest śmiech. A humor mają dość ekscentryczny. Gdy Léandre wcieliła się w wiecznie niezadowolonego, burczącego męża, co wyrażone zostało przez różnorakie odgłosy. miny oraz dźwięki instrumentu, Nicols pocieszała „go” bezskutecznie i ciągle: „Spokojnie, już wszystko w porządku, może włącz sobie telewizor, uspokoisz się...”, wzbudzając wśród publiczności salwy śmiechu. Jak z kabaretu było też stepowanie Meggie okraszone wesołkowatym podśpiewywaniem, albo utwór, proszę sobie wyobrazić – fortepian gra rozdarte takty z walca, wokal to piski, jęki i odgłosy kłótni, a basistka śpiewa coś pomiędzy Luisem Armstrongiem a operą Albana Berga.

Trudno to wszystko opisać. Koniecznie trzeba sięgnąć po płytę tria, np. „Splitting Image”. Szkoda, że nie wydało do tej pory DVD. Można powiedzieć, z przymrużeniem oka, że szkoda też, że nie znajdziemy jego nagrań na słynnych składankach The Ladies Sing Jazz. Przecież to kobiece granie jest bombowe. Albo Charlie Haden powinien był zaprosić te „diablice” na swoją płytę „Sophisticated Ladies”. Bardziej sophisticated jazzmanek nie znam.