The Village

Autor: 
Andrzej Nowak
Joe Morris/ Evan Parker
Wydawca: 
fsrecords.net
Dystrybutor: 
fsrecords.net
Data wydania: 
15.09.2019
Ocena: 
4
Average: 4 (1 vote)
Skład: 
Joe Morris - gitara; Evan Parker - saksofon tenorowy;

The Village to duet Joe Morrisa z ojcem muzyki free improv Evanem Parkerem, nagrany w Nowym Jorku (Greenwich House) niemal dokładnie pięć lat temu, a wydany na CD jako „The Village”. Panowie swój spektakl podzielili na dwa sety, jeden dłuższy, drugi znacznie krótszy. Z radością zaglądamy zatem do środka.

Muzycy wchodzą w wir koncertowych wydarzeń z dużą dawką inicjatywy, od startu każdej akcji towarzyszy równie błyskotliwa reakcja. Saksofon tenorowy Parkera brzmi jak zawsze, rozpoznawalny jeszcze przed wydaniem pierwszego pełnego dźwięku. Gitara Morrisa, skupiona, słychać niemal każdą jej strunę. Muzyk snuje sympatyczne mikro pasaże, niczym wystudiowany Derek Bailey. Narracja wypełniona jest dźwiękami po brzegi, ale jej „flow” wydaje się być spokojny, emocjonalnie zrównoważony. Muzycy od czasu do czasu łykają więcej powietrza w płuca, w innych momentach ich palce szybciej biegają po dyszach i strunach. Po 8 minucie następuje krótkotrwały wzrost dynamiki poczynań obu artystów, ale zmysłowe spowolnienie zdaje się nadchodzić jeszcze szybciej. Morris gra pojedynczymi strunami, Parker bierze do ust dużą porcję powietrza, pełnego relaksującej nostalgii za chwilami minionymi. Narracja toczy się wszakże dalej, nadal dość wartkim strumieniem dźwięków, które znamy dobrze, ale których barwa i sposób konstruowania dramaturgii całości, definitywnie cieszy nasze uszy, jest komfortowa akustycznie, przy okazji także intrygująca dla naszego zrelaksowanego umysłu. W 18 minucie delikatnie wyciszenie jeszcze bardziej buduje skupienie muzyków i programową monotonię spektaklu. Dysze pulsują, a struny zdają się być niezwykle cienkie, filigranowe. Powtarzalność, mantryczność, posmak ragi, puls kory - każde wskazanie gatunkowe spoza naszej wyuzdanej, ponowoczesnej cywilizacji zdaje się być właściwym tropem dla zrozumienia tej muzyki. W 26 minucie czas na pewną dynamizację koncertu – saksofon brzmi jakby potężniej, a gitara zachowuje się dokładnie tak samo. Po mniej więcej czterech minutach saksofon daje jednak sygnał do zejścia o piętro niżej w zakresie budowania napięcia - garść oddechu cyrkulacyjnego mistrza tej metody, obok skrawki brudu na gryfie gitary. W 35 minucie Morris postanawia wypolerować struny gitary, Parker zaś przeczyścić dysze odrobiną wilgotnego powietrza. Narracja zdaje się nabierać nieco innego posmaku. Saksofon zaczyna warczeć, gitara zaś przypominać brzmieniem altówkę, traktowaną małym smyczkiem. Na finał pierwszego seta muzycy na moment dynamizują swój przekaz, za co spotyka ich całkiem zasłużona porcja oklasków.

Set drugi startuje niemal bez przerwy, jedynie Morris delikatnie dostraja gitarę. Parker sięga tym razem po saksofon sopranowy. Pierwszy z muzyków biega palcami po gryfie, szukając dramaturgicznego punktu zaczepienia, drugi parska i kreśli zwinne mikro melodie. Narracja robi się znacznie lżejsza, co jest nie tylko zasługą saksofonu sopranowego, ale także gitary, która stroi nieco wyżej, jakby na moment chciała stać się gitarą niemal klasyczną. Muzycy ćwierkają niczym wróble na pierwszej randce, czyniąc ten moment koncertu wyjątkowo pięknym. Po chwili obaj zaczynają nadawać swoim opowieściom większej mocy, odrobiny zadziorności, a recenzent już śmiało odnotować może najbardziej udany fragment koncertu! W 10 minucie narracja nabiera znamion całkiem hałaśliwej – sopran wpada w mantryczną cyrkulację, a gitara śle dźwięki z jeszcze ostrzejszymi kantami. Po pewnym czasie, z mozołem, systematycznie, fraza po frazie, muzycy przystępują do procesu wygaszania emocji i poszukiwania ostatniego dźwięku. Znajdują go w niemal zupełnej ciszy, którą przerywa burza zasłużonych oklasków.

1. Mound; 2. Groove;