SuperBigmouth

Autor: 
Andrzej Kalinowski
Chris Lightcap
Wydawca: 
Pyroclastic Records
Data wydania: 
04.10.2019
Ocena: 
3
Average: 3 (1 vote)
Skład: 
Craig Taborn - organy, fortepian, Wurlitzer; Chris Cheek, Tony Malaby - saksofon tenorowy; Jonathan Goldberger, Curtis Hasselbring - gitara; Chris Lightcap - kontrabass; Gerald Cleaver, Dan Rieser - perkusja

Nowojorski basista i kompozytor Chris Lightcap oprócz prowadzenia dwóch własnych zespołów jest również cenionym sidemanem, który w ostatnim czasie nagrywał z wieloma znaczącymi artystami współczesnej sceny jazzowej, m.in.: Craigiem Tabornem, Johnem Medeskim, Jasonem Moranem, Tomaszem Stanko, Chrisem Potterem, Paulem Motianem, Johnem Scofieldem, Anthonym Braxtonem, Benem Monderem, Markiem Ribotem i wieloma innymi. Tymczasem jako kompozytor wyprodukował dotychczas pięć płyt z oryginalną, trudną do jednoznacznego określenia muzyką.

Pod koniec 2019 roku ukazał się jego szósty album pt.: SuperBigmounth, jest to też szósta pozycja w katalogu nowej, bardzo intrygującej artystycznie wytwórni płytowej związanej z aktywnością pianistki i kompozytorki Kris Davis i o której nowej płycie niedawno pisałem. Mamy tu duży skład instrumentalny, który jest wynikiem dosłownego połączenia w jeden, dwóch innych zespołów Chrisa Lightcapa: Superette i Bigmouth - połączenie nazw tych zespołów tworzy tytuł najnowszego albumu, w ogóle wszystko się tu precyzyjnie się zazębia i zapętla. Powstały w ten sposób oktet tworzy dwóch perkusistów, dwóch gitarzystów, dwóch saksofonistów, klawiszowiec i tylko jeden basista, który jednak wszystko to wymyślił, napisał i doprowadził do udanej fuzji w studio na Brooklynie.

Jaka to muzyka? Pierwsze wrażenia i skojarzenia przeważnie są najbardziej trafne, a te odnoszą się do amerykańskiej muzyki rockowej, tyle że wykonywanej przez inwencyjnych improwizatorów. Nowa muzyka Lightcapa ma także wyraźnie konceptualny charakter, z dużą ilością odniesień, począwszy od: jazz – rocka lat 70., Harmolodics Ornette Colemana, po muzykę Afryki Zachodniej i Mali, a nawet psychodelię, sam kompozytor wskazuje także na inspiracje sakralną muzyką barokową. SuperBigmounth jest gęsta fakturalnie, wyrazista brzmieniowo i dynamiczna, jak przystało na jazz-rockową produkcję są tu rockowe sola i rify, transowe unisona saksofonów, świetna praca sekcji rytmicznej, a o brzmieniowe detale z dużym smakiem dba na organach i wurlitzerze Craig Taborn. Muzyka robi wrażenie, a perfekcyjne zgranie się instrumentalistów imponuje, jednak gdy już przyzwyczaimy się do intensywności muzyki i jej szwajcarskiej precyzji wykonawczej, zaczniemy dostrzegać, że wiele sekwencji zaczyna się powtarzać, w sumie nic w tym dziwnego wszak napisał to ten sam człowiek, w dodatku basista, który w każdym zespole odpowiada za puls muzyki ale też wiąże wszystkie składowe harmoniczne, czuwa nad tym gdzie podążają improwizatorzy, sam pozostając w tle spina całą muzykę. SuperBigmounth jest wydarzeniem wyczynowym, które jednak w pewnym momencie zaczęło mnie nużyć, z pewnością bardziej przypadnie do gustu słuchaczom zorientowanym na ambitne rockowe brzmienia i dokonania w muzyce.

1. Through Birds, Through Fire; 2. Zero Point Five; 3. Queenside; 4. False Equivalency; 5. Deep River; 6. Nothing If Not; 7. Quinine; 8. Sanctuary City;