Sine Nomine

Autor: 
Andrzej Nowak (Trybuna Muzyki Spontanicznej)
Mark Feldman & Katinka Kleijn
Wydawca: 
FSRecords
Data wydania: 
31.05.2022
Dystrybutor: 
FRSrecords
Ocena: 
4
Average: 4 (1 vote)
Skład: 
Mark Feldman – violin Katinka Kleijn – cello

Derek Bailey, ów krnąbrny Anglik i niepokorny gitarzysta, zwykł mawiać, że swobodna improwizacja ma swoją prawdziwą wartość jedynie wtedy, gdy muzycy spotykają się ze sobą na scenie po raz pierwszy. Doskonale wiemy, iż ta zasada działa w praktyce, choć wiemy także, iż w trakcie kolejnych spotkań też potrafi być smakowicie.

Chicagowska inicjatywa First Meeting Series zdaje się hołdować baileyowskiej prawdzie objawionej, przynamniej taki można wysnuć wniosek z samej jej nazwy. Na nowym albumie Fundacji Słuchaj! odnajdujemy spotkanie tej serii, poczynione z udziałem muzyków, którym blisko zarówno do ekskluzywnej filharmonii, jak i zadymionego klubu jazzowego. Jesteśmy tego pewni przynajmniej w odniesieniu do skrzypka Marka Feldmana. Z jego partnerką, wiolonczelistką Katinką Kleijn spotykamy się bodaj po raz pierwszy, ale na pewno nie ostatni. Powodów tysiące, ale ten jeden wydaje się najważniejszy. Ich wspólne, ponad sześćdziesięciominutowe, jakże swobodne improwizowanie na zgliszczach cudownie dekonstruowanej klasyki, to bowiem jedno z ważniejszych albumów bieżącego roku. Dodajmy – w każdej kategorii rozgrywkowej!

Pierwsza improwizacja trwa prawie trzy kwadranse i zdaje się konsumować wszelkie komplementy, jakimi moglibyśmy obdarzyć kameralną improwizację na skrzypce i wiolonczelę. Świetna dramaturgia, fenomenalne brzmienie obu instrumentów, niebywała wyobraźnia w kreowaniu narracji, gigantyczna technika użytkowa (co słychać szczególnie w szybkich przebiegach), czy wreszcie konstruktywne i jakże niebanalne cytowanie brzmienia i faktur dźwiękowych utworów jak najbardziej klasycznych, szczególnie barokowych. W kilku momentach tej niesamowitej podróży można odnieść wrażenie, że mistrz Vivaldi na moment wysiadł z kapsuły czasu i rozpoczął efektowną improwizację, którą miał czelność nazwać Piątą Porą Roku!

Początek nagranie wydaje się nieco nerwowy. Szybkie, urywane frazy, lekkie i powabne, ale tajemnicze. Emocje na gryfach strunowych instrumentów pojawiają się dość szybko. Intensywność narracji wydaje się być odpowiednio dawkowana, a duża zmienność akcji jak najbardziej zasadna. Wiolonczela dba o barokowy dół, skrzypce tańczą i swawolą całą szerokością studia nagraniowego. Zmysłowa, wystudiowana filharmonia chętnie zbacza tu z drogi jedynej prawdy i kluczy mrocznymi zakamarkami pijackich knajp, w kłębach papierosowego smrodu i jazzowej kreacji. Improwizacja płynie tu zarówno długimi pasażami czystych fraz, jak i tańczy w miejscu, oblepiona błotem po kolana, klecona z drobnych szarpnięć za struny. Mroczne westchnienia, melodyjne śpiewy, piski, kwilenia i post-gitarowe riffy - w każdej sekundzie nagrania możemy liczyć na deszcz niespodzianek! Dobrze zaplanowane zagęszczenia dzielą tu partie abstrakcyjnych improwizacji, których celem jest stawianie dobrych pytań i szukanie zgrabnych odpowiedzi. Fazy molowych narracji zdobią post-perkusjonalne incydenty na pudłach rezonansowych. Pojawiają się także drobne porcje dźwięków preparowanych, w czym prym wiedzie wiolonczela, która zdaje się mieć tu tysiące twarzy. Spektrum dźwiękowe i dramaturgiczne tej improwizacji sięga od głębokiej, mrocznej krypty, po błękitne, rozświetlone mglistym słońcem niebo.

Druga, niespełna 20-minutowa improwizacja, to przy okazji kolejnych wspaniałości, także apogeum pracy wiolonczelistki. Początek seta należy niemal wyłącznie do niej, potem wchodzi ona w zmysłowe interakcje ze skrzypkiem, wciąż nie przestając kreować niebywałych fonii, posadowionych niemal przy samej podłodze. Dodajmy, iż mimo ekspresyjnych zachowań obu artystów, improwizacja nie gubi tu ciszy, która raz za razem zdobi dźwiękowe pasaże momentami dramaturgicznego suspensu. Z czasem narracja nabiera dodatkowej taneczności, jakby głęboko zakorzeniona w muzykach klasyczna proweniencja dostawała skrzydeł i gubiła wszelkie hamulce narracyjne. Muzycy skaczą tu do samego nieba, ale i ryją nosami w ziemi, szukając pokarmu dla udręczonych dusz. Finał jeszcze bardziej stawia na suspens, mroczną poświatę, ale i skrzy się post-romantycznym, łabędzim śpiewem wysoko podwieszonych skrzypiec i nisko osadzonej wiolonczeli.

 

1. Sine Nomine, 2. Epilogus