Salt

Autor: 
Wojciech Kleber
Lizz Wright
Wydawca: 
Verve
Dystrybutor: 
Universal
Data wydania: 
13.05.2003
Ocena: 
3
Average: 3 (1 vote)
Skład: 
Lizz Wright – vocals; Monte Croft - marimba, vibraphone; Danilo Pérez – piano; Kenneth Banks - piano, Hammond B-3, Fender Rhodes; Brian Blade - drums, acoustic guitar; Ronald Carbone – viola; Derrick Gardner – trumpet; Crystal Garner – viola; Jeff Haynes – percussion; Adam Rogers - acoustic guitar, electric guitar, Bottleneck guitar; Mark Orrin Shuman – cello; Ellen Westerman – cello; Sarah Adams – viola; Myron Walden - bass clarinet, alto sax; Vincent Gardner – trombone; Jon Cowherd - piano, Fender Rhodes; Sam Yahel - Hammond B-3; Doug Weiss - acoustic bass; Joe Kimura – cello; Terreon Gully – drums; John Hart – guitar

Przyznam szczerze, do głośnych debiutów podchodzę nieco nieufnie. Szczególnie, kiedy są to debiuty wokalistek, których duże koncerny poszukują, jak niegdyś alchemicy kamienia filozoficznego. 

Wokalistka, która dobrze wygląda i przynajmniej znośnie śpiewa to niemal gwarancja jakiego takiego sukcesu komercyjnego. Wokół takiej panienki da się rozkręcić promocyjną machinę i, w zależności od potrzeb, przypiąć raz to etykietkę wokalistki soulowej, raz jazzowej, kiedy indziej popowej tak, aby na każdym froncie dało się o coś zawalczyć. Nie byłoby w tym nic złego gdyby nie fakt, że w znakomitej większości wypadków za promocją nie idzie jakoś ani porażający talent, ani obezwładniająca muzykalność.

Skłamałbym pisząc, iż nie obawiałem się, że identycznie będzie w przypadku urodzonej w Georgii Lizz Wright, która płytą "Salt" odnotowała swój fonograficzny debiut. I pomyliłem się srodze, choć z drugiej strony z umiarkowanym entuzjazmem promowałbym młodziutką Wright jako divę. Na razie jest wokalistką, która potrafiła mądrze otoczyć się jazzmanami. Szczególnie mam tu na myśli wybór perkusisty - Briana Blade'a. To nie tylko znakomity instrumentalista, ale także wytrawny akompaniator, który przez lata pracował z samą Joni Mitchell.

Do samego jazzu Wright wydaje się mieć stosunek umiarkowany, co właściwie nie dziwi w dzisiejszych czasach. Wright śpiewa piosenki, sama je komponuje lub sięga po repertuar innych, ale nie jest to Cole Porter czy George Gershwin, ale Chick Corea ("Open Your Eyes"), Mongo Santamaria i Oscar Brown albo Siergiej Rahmaninov ("Vocalise"), jazz zaś jest tu obecny w wymiarze nieobszernych improwizacji, nastroju czy ogólnego muzycznego emploi. Jest go na tyle mało, że nie przestraszy płochliwych i wystarczająco dużo by rozpoznali to jazz fani.

Trochę to przypomina stingowskie podejście do rzeczy. Najważniejsze jednak, że płyta jest udana i miła.

1. Open Your Eyes, You Can Fly; 2. Salt; 3. Afro Blue; 4. Soon as I Get Home; 5. Walk With Me, Lord; 6. Eternity; 7. Goodbye; 8. Vocalise/End of the Line; 9. Fire; 10. Blue Rose; 11. Lead the Way; 12. Silence