Quickening

Autor: 
Paweł Baranowski
Frank Kimbrough
Wydawca: 
Omnitone
Dystrybutor: 
GiGi
Data wydania: 
23.09.2003
Ocena: 
4
Average: 4 (1 vote)
Skład: 
Frank Kimbrough – piano; Ben Allison – bass; Jeff Ballard – drums

Ilekroć przychodzi mi zapoznać się z nową płytą tria jazzowego, tego najbardziej powszechnego, z fortepianem, tylekroć zastanawiam się, po co artysta nagrał, czy zagrał ten materiał. Przecież w minionych latach i obecnie w tej kategorii powiedziane zostało chyba niemal wszystko. Jednak muzyka na fortepian, bas i perkusja musi stanowić dla muzyków nie lada wyzwanie, skoro tak często i tak chętnie grywają w takim składzie.

Kiedy zatem w odtwarzaczu pojawiła się właśnie triowa płyta Franka Kimbrougha, zanim jeszcze zagrały jej dźwięki, zastanawiałem się po co artysta ją nagrał, wcześniej na taki zespół komponując wszystkie osiem utworów. Być może nie powinno się tak słuchać muzyki. Być może to nie fair w stosunku do wykonawców, jednak muzyki na fortepianowe trio usłyszałem już tyle, że chcąc nie chcąc podchodzę do niej jak pies do jeża. Jeża też mam. Na głowie, co powoduje, że uszy mam odsłonięte. Być może dzięki temu, gdy dźwięki już zaczynają grać, wszelkie uprzedzenia schodzą na plan dalszy, a pozostaje obcowanie z muzyką i dźwiękiem.

Chyba nie będę daleki od prawdy, jeśli powiem, że Kimbrough nie jest nazbyt popularnym muzykiem. I to chyba nie tylko w Polsce. Od wielu lat prowadzi stowarzyszenie Jazz Composers Collective, którego jednym z celów jest promowanie kompozycji i kompozytorów myślących otwarcie ("forward-thinking composers"). Kiedy się czyta coś takiego, chcąc nie chcąc pojawiają się w uszach mniej lub bardziej znane dźwięki kojarzone z awangardą, zaś samo to słowo zaczyna orbitować w głowie. Tymczasem praktycznie wszystkie znane mi płyty zawierające muzykę osób związanych z tym Stowarzyszeniem, są mniej lub bardziej, ale utrzymane w głównym nurcie jazzu. Nie inaczej jest z "Quickening".

Muzyka zaprezentowana na krążku, a pochodząca z koncertu, jaki odbył się w... 1998 roku (tak, tak, czekała na swą kolejkę do jej wydania pięć lat i to nie w Polsce, ale w kolebce jazzu) doskonale wpisuje się zatem w to, co moglibyśmy nazwać esencją pianistyki jazzowej w formule tria. Bez żadnych ekscesów, atonalności, gwałtowności, wybuchowości... Ot, muzyka, do której przyzwyczajają nas kolejni pianiści gdzieś od Billa Evansa począwszy. Z wolna toczące się dźwięki, nienachalna rytmika i taki jej sposób "wdrażania" przez sekcję. Trochę wynalazków sprzed lat - czyli przede wszystkim równouprawnienie wszystkich muzyków. I cóż? Kolejna płyta jakich wiele? I tak i nie. W zakresie formy - w istocie. Nie oczekujmy, że czymkolwiek jest ta muzyka w stanie nas zaskoczyć. Jednak Kimbrough ma swój własny, rozpoznawalny język muzyczny. Budowa poszczególnych kompozycji, a w jeszcze większym stopniu rozwiązywanie poszczególnych improwizacji, harmonia, czyni z tę muzykę wyjątkową w tym względzie, że trudno chyba będzie znaleźć inne trio brzmiące tak samo - to trio ma swój zespół cech sonorystycznych.

To płyta dla uważnego słuchacza i to takiego, który nie oczekuje nowości w muzyce. Nie wymaga jej awangardy, a woli zagłębić się w dźwięki grane przez muzyków. Miłośnik fortepianowych triów z pewnością znajdzie tu to, co lubi, a słuchając tej muzyki będzie mógł odnaleźć wiele miłych uchu chwil. Pozostałym fanom jazzu proponuję jej przesłuchanie - być może poetyka muzyki Kimbrougha trafi właśnie w ich upodobania.

1. Quickening; 2. Cascade Rising; 3. Chant; 4. Clara's Room; 5. Svengali; 6. For Duke; 7. TMI; 8. Ancestor