Nuna

Autor: 
Antoni Szczepański
David Virelles
Wydawca: 
Pi Recordings
Dystrybutor: 
Pi Recordings
Data wydania: 
11.07.2022
Ocena: 
3
Average: 3 (1 vote)
Skład: 
David Virelles - piano

David Virelles to kubański pianista młodego (a może już średniego?) pokolenia. Muzyka kojarzyć możemy z kilku albumów nagranych pod swoim nazwiskiem oraz ze współpracy ze znanymi i istotnymi liderami, takimi jak Henry Threadgil, Andrew Cyrille, Chris Potter, czy Tomasz Stańko. Przez krytyków Virelles uznawany jest za jednego z najciekawszych pianistów swojej generacji, dlatego od razu zaintresowała mnie wiadomość o wydaniu przez tego artystę pierwszego albumu solo. Od razu wyjaśnię pewną kwestię: Nuna jest albumem w większości zagranym solo na fortepianie, jednakże liderowi towarzyszy w kilku utworach perkusjonalista Julio Barreto.

Dawno nie zasiadałem do pisania recenzji z takim trudem, jak po przesłuchaniu tego właśnie krążka. Może najpierw o zaletach: nikogo nie zdziwi chyba fakt, że gra Virellesa to pianistyka najwyższego poziomu. Muzyk jest bardzo sprawny technicznie, ma świetne brzmienie, a do tego wyróżnia go - zapewne ze względu na kubańskie pochodzenie - precyzyjna i kołysząca momentami rytmika. Myślę że największą zaletą albumu jest przebijająca się wielość inspiracji pianisty. Usłyszymy tu fragmenty muzyki bardzo jazzowej, sporo inspiracji muzyką klasyczną, jak i charakterystyczne dla Virellesa elementy muzyki afro-kubańskiej. Pianistę interesują różne gatunki i estetyki muzyki oraz - co najważniejsze - jest w stanie zręcznie połączyć je w jeden autorski sposób muzycznej wypowiedzi. Międzygatunkowość gry Virellesa wydaje mi się być czymś bardzo wartościowym, co wyróżnia go na tle innych pianistów. Znając pozostałe albumy kubańczyka, najbardziej zaskoczyły mnie rozliczne inspiracje muzyką klasyczną. Nie jest to moja dziedzina, ale pokusiłbym się o skojarzenia nawet z Chopinem. W szesnastu utworach zawartych na płycie znajdziemy krótkie impresje, a także dłuższe formy. Nie brakuje tu ciekawych melodii, jednakże Virellesa najbardziej wydaje się interesować w muzyce rytm oraz harmonia. Poszukiwania w zakresie tejże właśnie zwracały moją uwagę na poprzednich płytach muzyka i także na albumie Nuna znajdziemy momenty intrygujących akordów i współbrzmień, które czerpiąc z jazzu i muzyki klasycznej potężnie wymykają się jakimkolwiek ramom gatunkowym. Virelles wydaje się poszukiwać rozwiązań harmonicznych wykraczających poza utarte schematy i poszukiwania te śledziłem z zainteresowaniem, chociaż kojarzyłem już jego symetryczne i atonalne struktury z poprzednich albumów. Część utworów zagrana została z bardzo swobodnym podejściem do pulsu w muzyce, w tych zaś kilku bardziej rytmicznych nawet ciekawie sprawdzała się gra Julio Barreto. Dlaczego użyłem sformułowania ,,nawet ciekawie"? A to dlatego, że rytmiczne figury Virellesa grane z towarzyszeniem cajonu to coś, co słyszałem już jednak na poprzednich albumach artysty.

Pomimo niewątpliwych zalet muzyka zawarta na płycie Nuna nie skadła mojego serca. Pierwszy znak zapytania tworzy w mojej głowie niespójność materiału. Nie do końca rozumiem jaka miała być ta płyta, nie odnajduję tu jakiejś myśli przewodniej, obecność perkusjonalisty wydaje mi się być zupełnie nieuzasadniona, a do tego choć kilka utworów intryguje na różne sposoby (czy to szalenie ciekawe w tym kontekście inspiracje klasyczne, czy groźne i ciężkie harmonie Virellesa), to jednak niektóre utwory wydają się być zbyt konwencjonalne i znajomo brzmiące. Nie widzę tu konsekwencji i odnoszę smutne wrażenie, że sam pianista nie do końca miał tu inny pomysł, niż po prostu nagranie różnych utworów solo które akurat skomponował, aby - to już mój czysty i cyniczny domysł - móc zagrać sobie trasę z solowymi koncertami. A może poczuł, że to już moment na płytę solo?

Chciałbym wierzyć, że artysta wydając kolejny album ma słuchaczowi coś ciekawego do zaproponowania, jednakże nie słyszę tego na opisywanej tu płycie. I tu dochodzimy do mojego drugiego zarzutu. Ciężko jest wyrzucić z głowy muzykę, którą słyszało się wcześniej. I tak też jest w tym przypadku. Słuchając solowej płyty młodego pianisty, nawet podświadomie odnoszę ją chociażby do solowych płyt Keitha Jarretta, czy nawet cyklów preludiów Rachmaninoffa czy Mazurków Chopina. No i właśnie - Nuna ani nie przekonuje mnie jako zbiór znakomitych kompozycji (bo nie wszystkie z tych utworów zasługują nawet na takie miano), ani jako zapis niesamowitych improwizacji. Nie za bardzo rozumiem po co nagrywać na fortepianie solo trzyminutowe utworki, gdy muzyk ma tu całkowitą swobodę twórczą, może odlecieć i zapomnieć się w wodospadzie improwizatorskich uniesień. Virelles niestety gra tu trochę na mainstreamową modłę: każdy utwór to taki jakby standard jazzowy, w którym trzeba zagrać solo, ale jednak nie za długie. Nie mamy tu więc improwizatorskiego rozmachu, znanego chociażby z solowych płyt Jarretta. Virelles - choć ciężko zarzucić mu wtórność i całkowite spacerowanie utartymi drogami - nie rzuca się w improwizatorski wir, nie stara się dopłynąć na nowe lądy, a raczej korzysta ze znanych już sobie (nawet jeśli dla nas brzmią one niekonwencjonalnie i ciekawie) narzędzi muzycznych. Jest w grze kubańskiego pianisty pewien chłód, jakaś nie do końca zrozumiała dla mnie kalkulacja. Z drugiej strony nie mogę przypisać improwizatorskiej zachowawczości jakiejkolwiek konwencji, gdyż żadnej nie odczytałem (i stawiam dobre whisky komukolwiek, kto takową odczyta). Po przesłuchaniu albumu czuję jakiś taki niedosyt. Niby są improwizacje, ale jakieś takie krótkawe, za mało rozwinięte. Niby są kompozycje, ale jakieś takie mało komunikatywne i nie zawsze czytelne. Niby są inspiracje klasyczne, ale             utwory Virellesa pozbawione są wywiedzionego z muzyki poważnej perfekcjonizmu i maestrii w prowadzeniu  dynamiki, kontrastów i nastrojów. Niby są eksperymentalnie brzmiące harmonie, ale eksperymentu w podejściu do instrumentu, czy muzyki brak.

I tak dochodzimy do zarzutu trzeciego: nie za bardzo wiem, po co ta płyta powstała. Niech będzie: klasyczne improwizacje trochę zaskakują i są ciekawe. Jednakże poza kilkoma wartymi usłyszenia fragmentami, płyta jako całość niewiele nowego mówi nam o Virellesie jako pianiście. Niewiele ponad to, co mogliśmy już usłyszeć na jego autorskiech albumach, lub na płytach, na których pojawiał się jako sideman. Imrpowizacje pianisty bardziej przekonują mnie w towarzystwie  przynajmniej jazzowego trio (na którymkolwiek albumie), a jego kompozytoskie umiejętności wyraźniej można usłyszeć chociażby na krążku ,,Gnosis"(ECM, 2017).

Mam wrażenie, że ostatnio coraz więcej jazzowych płyt powstaje niewiadomo po co. Rozumiem, że w dzisiejszych czasach muzyk musi co jakiś czas przypominać o sobie światu, że w oczach wielu pianista po czterdziestce po prostu powinien wydać płytę solo, a organizator festiwalu nie zaprosi do siebie muzyka ze ,,starą" płytą. Z drugiej strony jako słuchacz nie lubię płyt niepotrzebnych. I choć ze względu na kilka naprawdę dobrych momentów, wzbraniam się napisać o solowej płycie Virellesa, że jest płytą artystycznie niepotrzebną, to jednak gdzieś z tyłu głowy mam taką myśl. A to chyba niezbyt dobrze.

1. Spacetime, 2. Ocho, 3. Ghost Town, 4. Rezo, 5. A Tres Voces, 6. Nacen, 7. Al Compas De Mi Viejo Tres, 8. Simple Answer, 9. Innacio Villa, 10. Danca de Rosario, 11. Mambo Escalonado, 12. Tesselations, 13. Quando Canta El Cornetin, 14. POrtico, 15. Germania, 16. Casa