Dødsdromen

Autor: 
Andrzej Nowak
Anton Ponomarev/ Dmitry Lapshin/ P.O. Jørgens
Wydawca: 
FSRecords.net
Data wydania: 
28.05.2020
Dystrybutor: 
FSRecords.net
Ocena: 
4
Average: 4 (1 vote)
Skład: 
Anton Ponomarev – alto sax Dmitry Lapshin – bass guitar, effects P.O. Jørgens - drums

Rosyjski kwartet Brom, sytuujący swoje muzyczne zainteresowania na linii przecięcia free jazzu, punk rocka i elektronicznych eksperymentów, zyskuje w Europie coraz większą renomę. Duński perkusista Peter Ole Jørgensen jest zaś dla odmiany uznaną postacią sceny free jazz/ free improv (równie przekonujący w swobodnej improwizacji, jak i masywnym, zwalistym jazzie i rocku), zapewne od czasów, gdy Rosjanie chodzili jeszcze do szkoły podstawowej. Spotkanie połowy bromowego kwartetu i rzeczonego Duńczyka nie mogło zatem nie być czymś wyjątkowym.

Krzykliwy saksofon altowy, który od smugi post-punkowego popiołu, może w ułamku sekundy przejść do bystrego swingowania (Anton Ponomarev), gitara basowa pełna pickup-owych efektów, która zdaje się znać całą historię zarówno jazzu, jak i najmocniejszych odmian rocka (Dmitry Lapshin), wreszcie, jakby stworzony do zadanej sytuacji scenicznej power drumming (P.O. Jørgens), to zestaw przedmiotowo-podmiotowy, który zaprasza nas na 33-minutową przebieżkę skrajem free-jazz-rockowego wzgórza o nazwie Dødsdromen (Fundacja Słuchaj!, CD 2020 – nagranie studyjne z Moskwie, luty 2017 roku).

Muzycy od pierwszej sekundy ustalają zasady tej gry – środkiem pędzi masywny, progresywny drumming, prawą stronę zawłaszcza sfuzzowany bas, który rzeźbi głębokie bruzdy w ziemi, brzmi niczym psycho-guitar, lewą stronę opanowuje zaś skrzeczący, tryskający strumieniami ekspresji saksofon altowy. Narracja przypomina kształtem walec drogowy. Brudne brzmienie na granicy przesteru i mocne tempo, które rośnie w trakcie nagrania. Kolektywna demokracja, rockowy sznyt i emocje free jazzu, wreszcie moc kreacji w głowie każdego z muzyków. W drugim utworze saksofon postanawia nieco pośpiewać, bas schodzi bardzo nisko na nogach i sieje improwizowany ferment. Jazz-rockowa perkusja dopełnia dzieła zniszczenia.

Trzecia historia przypomina nieco wystudzoną balladę dla udręczonych hałasem. Walec toczy się jednak po równi pochyłej, a emocje rosną. Tu w roli naczelnego melodyka pokazuje się bas, który przez ułamek sekundy wydaje się lżejszy niż powietrze. Otwarcie czwartej części i znów basówka w roli głównej – elektroakustyczne sprzężenia mocy, charkot amplifikacji i gitarowych przystawek. Wszystko drży i burczy. Saksofon wypuszcza kilka dronów, perkusja precyzyjnie kreśli ramy narracji. Gęsty ołów, zastygająca lawa – metafory recenzenta grzęzną w błocie. Alt zachowuje się, jakby był zupełnie pijany, bas tryska emocjami, niczym wulkan, a perkusji – cóż ma czynić – pozostaje rola rozjemcy.

 

Piąta opowieść pachnie dobrym jazzem. Rosjanie wydają się tajemniczo spokojni, Duńczyk liczy krawędzie werbla i tomów. Saksofon śpiewa niczym Charlie Parker na sterydach. Bas i perkusja bawią się w improwizację bez czytelnych konotacji gatunkowych. Najdłuższa historia nabiera jednak rumieńców. Najpierw bystry pasaż w duecie (bez altu), a gdy ten powróci, emocje sięgną zenitu – doskonałe solo Antona! Szósta historia czerpie ponownie z estetyki groźnego rocka, a nawet post-funku. Rozbujany do czerwoności saksofon tyczy szlak kolektywnego biegu po zdrowie. Oj, zdaje się, że Brom doczekał się lepszej, alternatywnej wersji! Muzycy sięgają po prog-rockowe grepsy, a na sam finał wpadają w cudowny chaos twórczego niezdecydowania.

Siódma pieczęć! Saksofon jęczy, jak kotka w cieczce. Szczoteczki robią porządki na werblu. Elektryczne flażolety basu, niczym pijane skowronki w locie opadającym. Po chwili wątpliwości następuje atak – alt tonie we free jazzowej ekspresji, bas eksploduje brudem, perkusja uwija się jak w ukropie. Krzyki, wrzaski, pot i krew! Po chwili jednak spowolnienie – muzycy zaczynają melodyjnie podrygiwać kolanami, to prawie walczyk!  Ostatnia pieśń, niczym stempel władzy! Heart attack! Powraca moc i energia pierwszego utworu, tylko w jeszcze szybszym tempie! Power trio in post-nuclear disaster! Krwawa jatka na całego! Perkusja łapie niemal speed-punkowe tempo, bas śpiewa z pełnymi ustami, saksofon gdera i gdacze. Tym razem spowolnienie jest niemal niedostrzegalne – gaz bojowy pcha artystów ku finałowej przepaści. Opary psychodelii, gęste chaszcze kwasu, prawdziwa eksplozja! Fire!

1. First Circle, 2. Second Circle, 3. Third Circle, 4. Fourth Circle, 5. Five Circle, 6. Six Circle, 7. Seven Circle, 8. Eight Circle And Forever