Mats Gustafsson - Gram muzykę nie dlatego, że mam taką ochotę, tylko dlatego, że muszę.

Autor: 
Piotr Jagielski
Zdjęcie: 
Autor zdjęcia: 
mat.prasowe

Mats Gustaffson wydaje się jedną z wiodących postaci współczesnej sceny improwizowanej. Szeroko pojętej, nie tylko jazzowej. Szwedzki saksofonista traktuje muzykę nie jako cel, lecz jako narzędzie, służące komunikacji. Zresztą posługuje się nie tylko muzyką, angażując się także w takie media jak teatr, literatura i malarstwo. W osobie Gustafssona mamy do czynienia z artystą; muzykiem, nie jedynie instrumentalistą - różnica między jednym a drugim jest kolosalna.

Dla osiągnięcia swoich zamiarów artystycznych, Gustaffson nie trzymał się nigdy sztywnych koncepcji tego, co jazzem jest, co nim nie jest, co wypada a co nie. Muzyka jest tylko środkiem, prowadzącym do wyższego celu. Dzięki takiej elastyczności intelektualnej, saksofonista mógł pracować zarówno z Peterem Brotzmannem, w ramach jego gwiazdorskiego Chicago Octet/Tentet, Hamidem Drake'iem, czy Thurstonem Moore'em z Sonic Youth. Z dumą opowiadał o tym, w jakim poważaniu ma szczegółowe przygotowywanie się do występu, stojące w niejakiej sprzeczności z ideą grania muzyki improwizowanej. Rzecz niby oczywista a jednak nie dla wszystkich.

"Tym, co nakręciło mnie na muzykę, gdy miałem jakieś 16 lat, był przeszywające brzmienie saksofonu, dobywające się zza głosu Richarda Wayne'a Pennimana" - opowiadał o początkach swojej kariery Gustaffson. Warto dodać, że Richard Wayne Penniman znany jest lepiej jako Little Richard, jeden z ojców chrzestnych rock and rolla. "Później zrozumiałem, co mówił Evan Parker - moje korzenie są w mojej kolekcji płyt" - dodawał.

Mats zaczął uczyć się gry na różnych instrumentach, jakby nie potrafił zdecydować się na tylko jeden. Grał na flecie, klawiszach i wszelkiego rodzaju saksofonach. Gdy był jeszcze nastolatkiem, przymocował ustnik saksofonowy do fletu, żeby zabrać instrument w podróż. Od tamtej pory zaczął notorycznie używać tego "fletofonu" w swojej muzyce. Muzyka stanowiła nie tylko estetyczną rozrywkę ale poważną sprawę. "Cała historia jazzu to walka o wolność by improwizować, aż dotrze się do czystej formy, free-jazzu. Preferuję grać muzykę, która jest dla mnie wyzwaniem. Muzykę, która kopie mnie w tyłek i w umysł, zmuszając do pójścia w nowych kierunkach. Co inni ludzie nazywają muzyką, w ogóle mnie nie obchodzi" - ucina.

W latach 80-tych Gustaffson przeniósł się z rodzinnego Umea do Sztokholmu, gdzie zamierzał znaleźć kolegów do grania. Znalazł Stena Sandella i Raymonda Strida, z którymi założył formację Gush. Rozpoczął się niebywale kreatywny okres życia muzyka, który właściwie trwa do dziś. Gustaffson nawiązywał współpracę z kolejnymi skandynawskimi jazzmanami, jeździł do Berlina, gdzie grywał z Svenem Ake-Johanssonem, później występował w Company Dereka Bailey'a w Londynie. Przyszedł czas także na wizytę w jazzowej ziemi obiecanej - Stanach Zjednoczonych i Chicago, gdzie saksofonista występował u boku Petera Brotzmanna, Kena Vandermarka, Barry'ego Guya i Hamida Drake'a.

Eksperymentował także z muzyką elektroniczną. "Nikt nie jest wolny. Sam tworzysz sobie swoją własną wolność" - komentuje lakonicznie i celnie. "Serio, wolałbym pracować na stacji benzynowej czy fabryce - gdzie zresztą pracowałem - po to, by móc grać taką muzykę, jaką chcę grać. Mogę grać jedynie takie rzeczy, które wymuszają na mnie zmiany, rozwijają mnie jako muzyka i jako człowieka. Muzyka i sztuka jest dla mnie zbyt ważna, by godzić się na jakiekolwiek kompromisy".

W 2000 r. Gustafsson powołał do życia grupę The Thing, w skład której weszli także: kontrabasista Ingebrigt Haker Flaten oraz perkusista Paal Nilssen-Love. Formacja zaczęła swoje działanie od występów w Sztokholmskich klubach oraz wykonywania utworów Dona Cherry. Zespół wpisał się w amerykańsko-brytyjski ruch free music - wolnego udostępniania muzyki, bez względu na cel ściągnięcia i sposób wykorzystania. Swój repertuar czerpał z twórczości m.in. takich artystów jak James Blood Ulmer, The White Stripes, Ornette Coleman czy PJ Harvey. Także nie tylko jazz. Dziś The Thing ma na swoim koncie już 9 płyt, na których gościnnie zagrali także Thurston Moore i Joe McPhee.

Filozofia życiowa i artystyczna Gustafssona pozwala nam być spokojnymi o jego przyszłość. Przynajmniej pod względem muzycznym. Nic nie zapowiada jakikolwiek spadek aktywności twórczej. W sumie można to bardzo łatwo wytłumaczyć, używając słów samego muzyka: "Muzyka jest jak życie. Tylko lepsza. Gram muzykę nie dlatego, że mam taką ochotę, tylko dlatego, że muszę".