Marcin Olak Poczytalny: Szkielety

Autor: 
Marcin Olak
Zdjęcie: 
Autor zdjęcia: 
mat. promocyjne

Nie lubię jakoś szczególnie programów do słuchania muzyki, ale czasem używam. Bo widzisz, te programy czasem coś podpowiadają. Obserwuję kilka playlist prowadzonych przez muzyków, których szanuję, i to zazwyczaj ciekawe podpowiedzi. Ale wiesz, bardzo różnorodne, przecież słuchamy naprawdę szeroko, wszystkiego; a to z kolei powoduje, że algorytmy głupieją. Bo jak znaleźć wspólny mianownik pomiędzy shoeagezem, doom metalem, country, muzyką klasyczną, awangardą, jazzem, i americaną z lat 60ych? Otóż algorytm się natężył, zastanowił i znalazł.

 

Gothic Americana. Coś jak country z elementami indie rocka. I też śpiewają o rodzinie i Jezusie – tyle, że nie w samych superlatywach. Trochę to naiwne miejscami, ale zaskakująco fajne. Słucham.

 

Nie rozpoznaję żadnego wykonawcy, ale przecież skąd miałbym, skoro nawet nie wiedziałem, że istnieje taki nurt? Dużo gitar akustycznych, trochę smyczków, czasem jakieś syntezatory, wokale spokojne, skupione na opowieści. Dobre do samochodu. Muzyka wypełnia przestrzeń, a ja po kilku kilometrach – milach, cholera, to przecież Americana! - nabieram przekonania, że te dźwięki dobrze opisują to, co widzę za oknami. Trochę jakbym miał na szybie naklejkę z napisem directed by David Lynch. Że czytam ten napis – i tak, teraz się zgadza, teraz rozumiem dlaczego tak. Przez chwilę bawi mnie ta perspektywa, ale potem playlista staje się moim zdanie zbyt chaotyczna. Bo przecież Ukraina, Palestyna, bo to wszystko.. te piosenki wydają się jednak zbyt powierzchowne. Prawdziwe, ale trochę takie jak smutek nastolatka. Że naprawdę dramat, że naprawdę jest niebezpiecznie – ale hej, poczekaj na dorosłą depresję, to dopiero jest zabawa… Zamykam pomocny program, sięgam po płytę. Ten sam nastrój, tylko trochę bardziej.

 

Nick Cave, Skeleton Tree. Jakby wyostrzył mi się wzrok, wyraźniej widzę krawędzie i kolce. Z drugiej strony wszystko robi się jakby prostsze, bardziej na wierzchu. Nie muszę się niczego domyślać, jakby Cave rzucił zaklęcie i wydobył na powierzchnię prawdziwą naturę rzeczy. Uporczywe drony wydają mi się jakoś bardziej na miejscu niż gitarowe rytmy, myślę przez chwilę jak mógłbym coś takiego zagrać, chyba zmienię trochę akcję strun i wrócę do ćwiczenia z eBowem? Albo nie, albo spróbuję jakoś inaczej, minie jeszcze trochę czasu zanim usiądę do grania. Zobaczę.

 

Cave nagrał ten album po śmierci syna, ale wszystkie teksty napisał wcześniej. Trochę to przeraża, bo brzmią, jakby coś w nim wiedziało wcześniej, co się wydarzy. Ale jakimś cudem smutek tej płyty nie jest ostateczny, zdarza mu się chyba uśmiechnąć. Próbuję odnaleźć w sobie jakąś zgodę, wyjeżdżam z centrum, jadę przez las i wypatruję drzewa szkieletów. Cave śpiewa, że wszystko ma swoją cenę, a ja się uśmiecham do tego programu, do playlisty, do ludzi.

 

I do drzew.