Marcin Olak Poczytalny: Odmienności

Autor: 
Marcin Olak
Zdjęcie: 
Autor zdjęcia: 
mat. promocyjne

Chyba coś poszło nie tak. Przecież powinienem teraz grillować, pić piwo, słuchać skocznej muzyczki, pasjonować się piłką nożną, oglądać jakiś mecz, chyba jakieś mistrzostwa są czy coś? Może nawet mógłbym mieć normalną pracę, oglądać seriale, wziąć na kredyt nowy telefon, może nawet samochód… a ja nic. A przecież to nic złego, można być naprawdę fajnym człowiekiem z nowym telefonem, oglądać mecze i chodzić na grilla. No można. Tyle, że ja jestem inny. Piłki nie lubię, nawet kiedyś myślałem, że Lech i Kolejorz to dwa różne kluby. Unikam kredytów, chyba, że nie mam innego wyjścia. Mam nienajnowszy telefon. I do tego właśnie słucham warszawskiego koncertu Evana Parkera i jego Electro-Acoustic Ensemble.

Jakoś zawsze wydawało mi się, że różnorodność jest czymś normalnym i sensownym. Że nie musimy tak samo się ubierać, myśleć, wierzyć czy kochać. Że im bardziej jest kolorowo, tym lepiej. Oczywiście wiedziałem, że istnieje grupa ludzi, którzy jakiejkolwiek odmienności sobie nie życzą – ale ich też traktowałem jako część zróżnicowania, przecież szary to także kolor. Nie muszą być odmienni, jeśli nie chcą, to przecież ich sprawa. Starałem się nikomu nie wchodzić na głowę z moimi przekonaniami i unikałem takich, którzy swoje poglądy próbowali mi jakkolwiek narzucać, może dlatego zawsze stroniłem od polityki? A prawo do bycia innym zawsze wydawało mi się czymś podstawowym, niezbywalnym, ważnym.

Czytam czasem o Zagładzie, o tym, jak to wszystko się zaczęło… Autorzy najczęściej skupiają się na najokropniejszych wydarzeniach, opisują dramat rozwinięty już w pełni – ale przecież początki były równie wstrętne, choć wtedy jeszcze nie padały strzały. Były za to wyzwiska, wykluczanie, odczłowieczanie. Traktowanie innych jako tych gorszych. Piętnowanie odmienności. I ta chora, patologiczna duma – że jestem lepszy nie dlatego, ze staram się być porządny i uczciwy. Że wystarczy być Polakiem, Niemcem, katolikiem, protestantem, białym, politykiem, bogatym… Że to wystarczy za wszelkie usprawiedliwienia, że można dopuścić się wszelkich niegodziwości i czuć, że wszystko jest w porządku, bo jak mogę być zły, skoro z definicji jestem dobry, lepszy, najlepszy?

Tak, teraz to już nie tylko książki. Chyba były wydane w zbyt małych nakładach, a może trudna tematyka odstraszyła czytelników? Bo znów zaczynają się nagonki na innych, na myślących inaczej, na nieheteronormatywnych, na kobiety domagające się swoich praw. I podziały, bo ci z prawej gardzą tymi z lewej – ale przecież z wzajemnością. Bo szkoła ma indoktrynować zamiast uczyć. A ja tylko czekam, aż ktoś ustawi wszystkich w szeregu i każe maszerować z pochodniami. Albo poprowadzi tłum do jakiegoś szturmu, jak na Kapitol. W imię czegokolwiek. To ie wyglada dobrze.

A ja nie chcę w żadne imię. Ja wolę inaczej, po swojemu. I wolę, żeby każdy też mógł po swojemu, bo w sumie dlaczego nie? Wolę być sobą. Wśród radosnych, prężnych i pozbawionych watpliwości ja jestem chyba raczej smutny, czasem niepewny, mam dużo więcej pytań niż odpowiedzi. I nie chcę teraz brać się w garść, i koniecznie widzieć, że szklanka jest do połowy pełna. Bo wiesz, nawet w takiej szklance jest zróżnicowanie, ona jest jednocześnie do połowy pełna i do połowy pusta. I co teraz, co jeśli widzę jedno i drugie?

Otóż nie wiem co. To trochę tak, jak z muzyką na tej płycie, jak z improwizacją. Nie wiem, co się wydarzy, jaki krajobraz wyłoni się z dźwięków. Cieszę się, że ta płyta jest tak zróżnicowana, że i elektronika, i instrumenty akustyczne, że cisza i huk, i wszystko pomiędzy. I zupełnie mi nie przeszkadza, że sąsiad akurat ogląda mecz, na szczęście jest na tyle uprzejmy, że nie rozkręcił telewizora na całą moc. A ja też słucham Evana Parkera na słuchawkach.

Czyli jednak można?