Marcin Olak Pocztalny: Szaro.

Zdjęcie: 
Autor zdjęcia: 
mat. promocyjne

Szaro. W sumie przestałem tęsknić za kolorami, spokojnie rejestruję zmiany odcieni – jaśniej, ciemniej… ale bez puenty, bez bieli i czerni. Po prostu szaro.

 

Może dlatego zwróciłem uwagę na tę okładkę, bo takie intensywne kolory? Zawartość też jest intensywna, inna. Perkusja grana bardzo lekko, na pozór niedbale, choć przecież wszystko jest dokładnie tam, gdzie powinno być. Tylko lżej, może dlatego nie brzmi tak matematycznie… I całe szczęście, ta mechaniczna perfekcja po prostu nudzi. Jest beznadziejnie szara. Do tego przemyślane, intrygujące harmonie, cudowne faktury. I piosenki, z głosem lub bez. Takie bezpretensjonalne, bez udowadniania, że umiemy, że możemy jeszcze szybciej, jeszcze dokładniej, że potrafimy skomplikować jeszcze bardziej i to się nie wywali. Bez tego całego silenia się na kolor, bez prężenia muskułów – choć jednocześnie skomplikowane i wielopłaszczyznowe – ale przy tym naturalne, bez pretensji. I może właśnie dlatego to wcale nie jest szare.

 

DOMi & J.D. Beck, Not Tight.

 

Słucham i odpuszczam. Szaro? To szaro. Nie chcę już nic na siłę, niczego naprawiać, ogarniać. Dopijam colę, trochę zostało po wczorajszym filmie – tak, czasem chodzę do kina. Moonage Daydream, film złożony z archiwalnych nagrań i fragmentów wywiadów z Davidem Bowie. Ciekawe. Tak kolorowy artysta – a przy tym taki oddzielony, samotny. Jakby dociśnięty jakimś przymusem kreowania samego siebie. Ale w tym wszystkim prawdziwy. I rozdarty – kolorowy, uciekający przed szarością, także tą w nim samym…

 

Wracam do płyty. Słuchawki, wychodzę na ulicę. To zdumiewające, jak muzyka zmienia się w zależności od otoczenia, w którym słucham. W zaciszu pracowni przynosiła marzenia – kolorowe, zielone, trochę smutne… Na ulicy zmienia się w soundtrack, w taki kombinezon chroniący przed skażeniem. Rytm niesie mnie przez szarość, oddziela. Nie, obraz nie zyskuje kolorów, muzyka nie ma takiej mocy.

 

Ja też nie.

 

Po prostu idę.

 

Jest szaro.