Uwielbiamy rankingi, ktoś w nich wygrywa, ktoś zajmuje kolejne miesca. Jedni z tego powodu świętują inni są smutni i czują zawiedzeni. Ale kiedy przyjrzeć się uważnie, działamy na terytorium, które regułom rankingów nie powinno być poddawane. W Jazzarium nasz czas zajmuje głównie muzyka, jej słuchamy nieustatnnie z płyt, podczas koncertów, nad nią rozmyślamy i z nią związane są najróżniejsze doznania. Zostawmy więc w tym roku wyścigi, zwycięzców i laureatów. Zamiast tego oddajemy głos naszym autorom.
Muzyka jazzowa lubi coraz częściej zapatrzyć się we własne oblicze i podziwiać swą, często dawno przebrzmiałą urodę. Konsekwencjami tego jest niezliczona ilość hołdów, rewizyt, pokłonów i tym podobnych tańców procedowanych na kolanach przed osiągnięciami minionych epok, najczęściej nie dosięgając oryginałom do pięt. Ale czasem jednak taką podróż odbyć warto. I tak jest w tym przypadku!
Dobrze, że są Święta i dobrze, że jest przerwa pomiędzy Świętami i Nowym Rokiem. Wszystko wówczas bardzo zwalnia, a w trakcie leniwie płynących dni znajduje się czas na te wszystkie zajęcia, którym niełatwo jest się oddawać, szczególnie jesienią, kiedy dorocznie eksploduje festiwalowa supernowa.
Magazyn DownBeat napisał o nim, że uosabia energię Johna Coltrane'a w XXI wieku. Frank Catalano, chicagowski saksofonista tenorowy, wraz z długoletnim perkusistą Smashing Pumpkins Jimmym Chamberlinem, pod skrzydłami Ropeadope Records składają hołd autorowi albumu "A Love Supreme", oddając w ręce słuchaczy płytę "Love Supreme Collective".
Wspólna płyta Johna Coltrane’a i Dona Cherry’ego, zagrana przez zespół towarzyszący Ornette’owi Colemanowi i zawierająca w sporej części poza „Cherry-co” i „Bemsha Swing”, Colemanowskie kompozycje.
Są takie koncerty – rzadko, ale jednak się zdarzają – o których trudno cokolwiek napisać, by nie skończyło się na tanim banale. Właściwie należałoby napisać, że po prostu się odbyły i na tym skończyć. Używanie takich słów jak „genialny”, „niesamowity” i innych określeń z tej rodziny straciło już siłę wyrazu. Słowo „geniusz” jest tak często używane na potrzeby niemal wszystkiego – każda płyta jest genialna, każda książka jest kultowa, każdy film przełomowy i najlepszy w karierze artysty – że przestało cokolwiek znaczyć.
Raphael Rogiński nie ma co ukrywać jest jedną z tych postaci naszej muzycznej sceny, która budzi moje zaufanie i szacunek. I raczej bez znaczenia jest czy gra swoją własną muzykę inspirowaną tradycją żydowską, muzykę Williego Blind Johnsona czy sięga po Jana Sebastiana Bacha. Kiedy więc przeczytałem, że oto wtorkowego wieczora zagra Coltrane’a to też podszedłem do tego z ufnością.
Dziś w Pardon, to tu Raphael Rogiński będzie grał utwory Johna Coltrane'a. Dla większości Czytelniczek i Czytelników Jazzarium.pl z Warszawy i okolic samo hasło "Rogiński plays Coltrane" jest pewnie wystarczająco przekonujące by około 20:30 dotrzeć na Plac Grzybowski. Z tymi z Was widzimy się więc wieczorem! Tym, którzy jeszcze się wahają polecamy poniższe zaproszenie.