The Comet Is Coming na Jazztopad Festival 2019 - relacja

Autor: 
Bartosz Adamczak

Shabaka Hutchings to niewątpliwa gwiazda współczesnej nowej jazzowej sceny brytyjskiej. Na festiwalu we Wrocławiu pojawia się trzeci rok z rzędu. Po projektach The Ancestors oraz Sons of Kemet pora zaprezentować publiczności The Comet Is Coming. Trio tworzą, obok króla Shabaki, Dan Leavers – Danalogue na syntezatorach oraz Max Hallett – Betamax na perkusji. Najnowsza płyta ukazała się pod szyldem legendarnej Impulse! a to przecież dla fanów jazzu nie lada rekomendacja.

Tymczasem muzyka The Comet Is Coming niekoniecznie skierowana jest do słuchacza jazzowego. Wystarczy wspomnieć, że pierwsze ogłoszenie przy zapowiedzi koncertu – uwaga, bedą światła stroboskopowe. The Comet Is Coming grają muzykę, która najprościej określić jako klubową. Króluje odjechane brzmienie syntezatorów, od łagodnych plam a’la Vangelis, po agresywnie sfuzzowane riffy a’la Chemical Brothers czy Daft Punk. Napędza to szalona gra perkusji, całości dopełnia cięty ton saksofonowych repetycji. Muzyka ocieka uwspółcześnionym brzmieniem retro-elektroniki. Gra Shabaki jest bardzo agresywna, pogłos czy echo czasami tworzą efekty zduplikowania, zapętlenia lini melodycznych. Mamy tu wpływy klasycznego techno, rave, trans-electro. Chwytliwe, przebojowe wręcz tematy, kosmiczne dźwięki klawiszy, nieustanny taneczny beat.

Stroboskopowe światło oraz zdecydowanie obniżona średnia wieku na koncercie nie przemieni niestety sali Narodowego Forum Muzyki w klub muzyczny – a koncert The Comet Is Coming ewidentnie wymaga przestrzeni z parkietem tanecznym oraz swobodnym dostępem do alkoholu, to w końcu tak na prawdę muzyka taneczna! Osobiście poczułem się w pewnym momencie przytłoczony i znużony – The Comet Is Coming to ogromna dawka energii płynąca ze sceny, ale dawce tej trudno sprostać.

Po koncercie w sali czerwonej NFM, jak codzień, jam session w klubokawiarni Mleczarnia, tradycyjnie pod wodzą tria Sundogs w składzie Mateusz Rybicki – klarnet, Zbigniew Kozera – kontrabas, Samuel Hall – perkusja. Przy drugim secie pojawiają się dołączający muzycy (m.in rotacja przy fortepianie). W pewnym momencie z boku pojawia się Shabaka Hutchings z klarnetem w ręku. Scena wybrzmiewa nagle muzyką w pełni swobodną, szaloną, dziką. Jak Shabaka i Mateusz pofrunęli na klarnetach!

Wydawałoby się, że to taki występ grzecznościowy ale Shabaka jest wyraźnie zadowolony, rozluźniony, uśmiechnięty od ucha do ucha. Wraca drugi, trzeci raz na scenę. W pewnym momencie dołączają muzycy The Comet Is Coming żeby zagrać w kwintecie (z Rybickim i Kozerą). Rewelacyjna zespołowa improwizacja, wyśmienity flow sekcji rytmicznej, odjechane syntezarowe efekty oraz doskonałe dialogi dwóch frontmanów. Dawka doprawdy kapitalnej muzyki. Zdecydowanie swobodniejszej, bardziej abstrakcyjnej, subtelniejszej od tego co miało miejsce kilka godzin wcześniej na scenie sali NFM. Pioziom energii wcale nie mniejszy a jednocześnie jakby więcej luzu na scenie i frajdy więcej sprawiało to muzykom. I oczywistym jest, że okoliczności mają tu moc sprawczą – ale czy kiedyś Shabaka i Comet Is Coming spróbują taką muzykę zagrać pod oficjalnym szyldem, niekoniecznie dla garstki wytrwałych o drugiej w nocy? To byłoby warte legendarnego szyldu Impulse!.