Bielska Zadymka Jazzowa 2014

Autor: 
Armen Chrobak
Autor zdjęcia: 
Janusz Różański / http://mpc.encore7.com/

Za nami sześć dni wspaniałych przeżyć artystycznych, prawdziwa zawierucha emocji, doznań, wrażeń i refleksji. Istna kurzawa, albo inaczej Zadymka. Zadymka Jazzowa, której oczywistym lejtmotivem była improwizacja, w najrozmaitszych wydaniach i formach.

Oczywiście szło głównie o muzykę, choć nie tylko tę prezentowaną na głównych scenach festiwalu: w bielskim klubie Klimat, w Teatrze Polskim, a nawet w schronisku turystycznym na szczycie Szyndzielni, u podnóża której leży Bielsko-Biała. Muzyka rozbrzmiewała w wielu miejscach miasta: podczas trwającej przez cały festiwal wystawy sprzętu audio – Audiofil Design, we wnętrzu Centrum Handlowego Sfera, gdzie ulokowana była scena debiutów, w sali koncertowej bielskiej szkoły muzycznej podczas finałowego etapu muzycznego Konkursu LOTOS Jazz Festiwal, a także w głowach publiczności, w drodze powrotnej z koncertów lub przed ich rozpoczęciem.

Niezwykłym, pobudzającym wyobraźnię wydarzeniem muzycznym była trwająca od 8 lutego wystawa plakatów do przedstawień operowych, okładek płyt a także pierwszych stron magazynu  Jazz Forum - autorstwa cenionego na całym świecie artysty: Rafała Olbińskiego, którego nie zabrakło na finisażu wystawy, w przedostatnim dniu festiwalu. Prace przywoływały w pamięci urywki librett, występów sław muzyki jazzowej, wspomnień z koncertów, w których brało się udział lub o nich słyszało. To był jazz i jego bliskie oraz dalsze okolice.

Sedno festiwalu stanowiły jednak koncerty, które dały nam okazję oglądania na żywo legendarnych, już niemal klasycznych artystów jak m.in. liryczny, ‘aksamitny’ występ świetnej Dianne Reeves, wyciszony, solowy popis Abdullaha Ibrahima, żywiołowy, pełny mocy koncert Billy’ego Cobhama z zespołem Spectrum 40 Band, zrównoważony, poruszający występ tria Pata Martino oraz uwielbianego od kilku dziesięcioleci polskiego String Connection, pod wodzą Krzesimira Dębskiego. Obok nich dane nam było zobaczyć i usłyszć niezwykle utalentowanych muzyków młodszego i całkiem młodego pokolenia, jak: świetny kwartet Miguela Zenona, niezwykle ekspresyjny, żywiołowy, pozbawiony kompleksów zespół Incognito, delikatną, skupioną Lizz Wright z towarzyszącymi jej muzykami, czy będącą odkryciem na tegorocznym LOTOS Jazz Festival poruszającą Eliną Duni.

Ale po kolei…
Po świetnym pierwszym dniu Festiwalu wszyscy oczekiwaliśmy więcej. Mimo, że pogoda spłatała figla organizatorom (być może w kolejnych latach przyjdzie dostosowywać nazwę LOTOS Jazz Festival do zapowiedzi synoptyków), dobór muzyków oraz ich dyspozycja były pierwszorzędne! Kogo nie było, niech żałuje! A jest czego!
Po bardzo udanych występach duetu Myrczek-Tomaszewski oraz tria z Oz (The Trio of Oz), na głównej scenie festiwalu – w Klubie Klimat mogliśmy ujrzeć najpierw zespół amerykańskiego saksofonisty rodem z Puerto Rico - Miguela Zenona. Ten, posiadający gruntowne wykształcenie muzyczne, artysta, wspierany przez pianistę – Luisa Perdomo, kontrabasistę – Jorge Roedera, znakomitego Henry Cole’a za bębnami dał prawdziwie do wiwatu, oferując ponad-godzinną ucztę energicznego, współczesnego jazzu, zagranego z precyzją, starannością, dobrą techniką, choć, dla niektórych zbyt ‘poprawnie’, za mało spontanicznie.

Po grupie Miguela Zenona na scenę zaproszona została boska Dianne Reeves, uhonorowana czterokrotnie nagrodą Grammy i…, po raz pierwszy, właśnie owego wieczora, nagrodą artystyczną w postaci statuetki Anioła Jazzowego, który wręczony został przez prezydenta miasta Jacka Krywulta oraz redaktora naczelnego magazynu Jazz Forum – Pawła Brodowskiego.

Piękny, poruszający, ciężki od głębokiego, dojrzałego, zmysłowego głosu gwiazdy koncert przez wielu uznany został za kulminację całego festiwalu.
Występ Reeves zakończył utwór, w którego fragment wokalistka wplotła krótki, rozpoznawalny przez niemal każdego fragment słynnej „Papai” Urszuli Dudziak.

Czwartek przyniósł koncerty zdominowane przez brzmienie gitar, choć całkowicie inaczej wykorzystanych. Pierwszy dość spokojny, którego głównym bohaterem był świetny Pat Martino  - oraz drugi, podczas którego scena została oddana pod władanie mistrzom jazz-rocka – czteroosobowemu zespołowi Billy Cobhama – Spectrum 40 Band.
Martino jako muzyk narodził się jakby dwukrotnie; drugi raz gdy po operacji mózgu w 1980 r. Amnezja objęła także umiejętność gry na gitarze. Gry na instumencie uczył się więc po dwakroć. Publiczność Zadymki miała okazję przekonać się, że umiejętności i talent muzyczny lidera trio są na najwyższym poziomie. Gitara, organy Hammonda i perkusja, w jednorodnej, czysto jazzowej stylistyce… Czy potrzeba czegoś więcej do stworzenia wspaniałego nastroju?

Po występie Martino wnętrze klubu Klimat wypełniły gęsto utkane, dynamiczne, niespokojnie i bezkompromisowo skrojone dźwięki spod znaku funku, rocka i jazzu. Cobham, legendarny perkusista, grający z Milesem Davisem i Mahavishnu Orchestra, w asyście pianisty Gary Husbanda, Rica Fierabracci na gitarze basowej oraz żywiołowego Deana Browna na gitarze, ożywił publiczność mocnym, rytmicznym, bezkompromisowym graniem. Szaleńcze tempo niektórych solówek na bębnach, niełatwe akordy gitary i instrumentów klawiszowych przenosiły stylistycznie w lata siedemdziesiąte. To była dla niektórych podróż sentymentalna w czasy młodości, a dla młodszej części publiczności, doceniającej energię i witalność w muzyce, stanowiła inspirujące odkrycie połączeń i nawiązań między jazzem, a rockiem. Choć koncert był to najłatwiejszy w odbiorze i nie wszystkim mógł przypaść do gustu, ci, dla których muzyka powinna mieć choć odrobinę drapieżności, nie odeszli zawiedzeni.

Zadymkowy weekend rozpoczynały występy konkursowe młodych talentów muzycznych. Z potyczki z tryumfem wyszedł zespół kwartetu Bartosza Dworaka, młodego skrzypka, którego mogliśmy podziwiać rok temu, wówczas w formacji o intrygującej nazwie: Sandwich on the floor, która choć niezła, jednak konfrontacji z innymi wykonawcami nie przeszła zwycięsko. W tym roku nie tylko nie na podłodze, nie na tarczy, ale z tarczą w dłoniach Dworak, wsparty przez Piotra Matusika grającego na fortepianie, Szymona Madeja za perkusją oraz Jakuba Dworaka na kontrabasie, zdystansował muzyczną konkursową konkurencję. Zespół mogliśmy podziwiać ponownie podczas sobotniej gali festiwalowej w Teatrze Polskim.

Piątkowy wieczór, tradycyjnie podczas Zadymki ulokowany stylistycznie w okolicach jazzu, w tym roku był okazją do zobaczenia na scenie Klimatu liczącą jedenastu artystów grupę o tajemniczo brzmiącej nazwie Incognito. Istniejący od 1981 r., współtworzący brytyjską scenę acid jazz, międzynarodowy kolektyw pod nieformalną wodzą świetnego kompozytora, producenta muzycznego, gitarzysty i wokalisty Jean-Paula ‘Bluey’ Maunicka uwiódł i rozkołysał bielską publiczność podczas energetycznego, ekspresyjnego show. Niekoronowaną królową sceny była charyzmatyczna, przykuwająca uwagę niezwykłą urodą i potężnym, przeszywającym głosem Vanessa Haynes. Zespół bez wątpienia skradł serca tych wszystkich, którzy gościli na parkiecie klubu. Po występie Incognito muzykę na pozostałą część wieczoru zapewnił francuski DJ Balatman, członek grającej w nurcie Nu-Jazz grupy NOJAZZ, która w komplecie pojawiła się ostatnio na Zadymce w 2012 r.

Przedostatni dzień festiwalu obejmował galę, podczas której na scenie teatru wystąpić miał legendarny południowoafrykański pianista Abdullach Ibrahim, a po nim oczekiwana przez wielu piosenkarka jazzowa Lizz Wright.
Ibrahim, po przyjęciu statuetki Anioła Jazzowego, pozostał na ascetycznie zaaranżowanej scenie jedynie w towarzystwie fortepianu, którego majestatyczną sylwetkę wydobywały z ciemności światła reflektorów. Prostota z jaką zbudowano scenę na ten występ miała ułatwić publiczności kontemplowanie tego najcichszego, najbardziej subtelnego koncertu tegorocznej edycji festiwalu. Pianista, skoncentrowany na przepięknych, melancholijnych, nieśpiesznie wybrzmiewających kompozycjach celebrował każdy wydobywany z rozmysłem dźwięk instrumentu. Delikatne tony, grane z wyczuciem i oddaniem, wzruszały i czarowały publiczność przeżywającą wraz z artystą muzykę, która docierała do najgłębszych, najbardziej pierwotnych obszarów duszy i tam rozpływała się ciepłem, koiła, budziła tęsknotę za dobrem, pięknem.
Przygotowany na ten wieczór repertuar okazał się niezwykłą, przepięknie sycącą strawą dla duszy.

Po przerwie na ponownie przebudowanej scenie stanęła druga gwiazda wieczoru, młoda piosenkarka jazzowa Lizz Wright, która wystąpiła w towarzystwie pianisty, gitarzysty, basisty i perkusisty. Delikatna uroda, subtelny lecz silny głos, poruszające słowa utworów nie pozostawiły publiczności obojętnej. Artystka była wyraźnie wzruszona reakcją zachwyconej publiczności. Na zakończenie jej występu dyrektor festiwalu Jerzy Batycki wręczył uklękając przed piosenkarką kwiaty. Gest ten wyrażał to, co czuła w stosunku do artystki zgromadzona na widowni w komplecie publiczność koncertu.

W ostatnim dniu festiwalu, po raz ostatni podczas tegorocznej Zadymki na scenie klubu Klimat wystąpił legendarny polski zespół String Connection, pod wodzą Krzesimira Dębskiego. Koncert, co dość niezwykłe, zagrany został przez muzyków w całkowitych ciemnościach. Był to niecodzienny eksperyment, ale pozwolił on na jeszcze głębsze skupienie się na warstwie muzycznej utworów. Występ pokazał, że grupa, która ponownie pojawiła się na scenach w 2009 r. jest nadal w fantastycznej formie.

Tuż po koncercie String Connection szczęśliwi posiadacze biletów na finałowy występ festiwalu, zostali przewiezieni specjalnie przygotowanymi autobusami pod stację kolejki linowej. Stamtąd publiczność wyruszyła w drogę do schroniska, gdzie odbył się koncert albańskiej piosenkarki jazzowej Eliny Duni. Wspaniały występ, w niecodziennej scenerii schroniska spotkał się z bardzo życzliwym przyjęciem publiczności. Melodyka języka albańskiego, nawiązania do folkloru bałkańskiego, wzbogacone elektronicznymi akcentami, jazzowa improwizacja, potęgowane dodatkowo przez magię miejsca, w jakim koncert się odbywał, stworzyły niepowtarzalny klimat i stanowiły znakomity finał festiwalu.

Mimo wiosennej aury, przez ten niepełny tydzień w Bielsku-Białej trwała nie tyle zadymka co prawdziwa zadyma muzyczna. Wspominając świetne, zróżnicowane stylistycznie występy, zaczynamy odliczać czas do kolejnej edycji tego, z roku na rok coraz lepszego festiwalu.