Żarliwy free jazz z więcej niż drobną dawką szaleństwa - Rodrigo Amado Humanization 4tet w Alchemii

Autor zdjęcia: 
mat. promocyjne

Słoneczna Portugalia to niekoniecznie kraj, który kojarzy się w jakiś specjalny sposób z jazzem, ale słuchacze powinni pamiętać chociażby, że tam właśnie działa  np. label Clean Feed od ponad dekady bez wątpienia jeden z najciekawszych w Europie. Stamtąd też pochodzi Rodrigo Amado, saksofonista, który zwrócił moją uwagę jakieś 10 lat temu płytą “Searching For Adam” wydaną przez krakowskie Not Two Records (w składzie Taylor Ho Bynum, John Hebert, Gerald Cleaver) – pamiętam, że od tamtego czasu liczyłem na to, że saksofonista do Krakowa zawita. Podobno raz było już bardzo blisko, ale o ile nic nie przegapiłem to piątkowa wizyta w Alchemii była pierwszą wizytą portugalskiego artysty w grodzie Kraka.

Okazją trasa Humanization 4tet, którego liderem jest krajan Rodrigo – gitarzysta Louis Lopez. Zespół istnieje od 2007 roku, wydał w zeszłym roku czwartą płytę (Believe, Believe – we wspomniaje już oficynie Clean Feed). Drugą, rytmiczną połowkę składu stanowią reprezentanci Dallas, Texas - bracia Aaron oraz Stefan Gonzalez (skądinąd ojciec Dennis to wyśmienity trębacz). Na oko – w pokrewieństwo trudno uwierzyć, ale na ucho – słychać, że panowie grają razem od kołyski. Razem sieją groove gęsty, czasem wręcz taneczny, wymuszając na słuchaczu radosne przytupuwanie nóżką do rytmu. Aaron to kontrabasista, który lubi dobry riff i do serca bierze sobie harmoniczną rolę swojego instrumentu – 4ta (ta najwyżej nastrojona) struna kontrabasu jest właściwie nieużywana, 3 pozostałe wibrują mocno a niskie tony masują organy wewnętrzne.

O ile gitara Lopeza, formalnego lidera formacji, determinuje całościowe brzmienie grupy to Amado jest głównym solistą. Muzyka to zdecydowanie free jazz. ale Amado zdaje się operować językiem bliskim jazzowej tradycji – w sensie dbałości o brzmienie, frazę oraz (o zgrozo) melodykę improwizacji. Oszczędnie korzysta z przedęć czy innych trików i licków awangardy – jegro gra jest energetyczna ale cechuje ją też ogromną wyobraźnia, elokwencja i kontrola. To na prawdę ogromna przyjemność słuchać na żywo takiej gry na saksofonie.

Wybornie brzmią tematy unisono oraz improwizowane duety z gitarą. Lopez gra trochę z rockandrollowym pazurem, ale przez większość koncertu czystym, niemal swingowym brzmieniem gitary (na finał pojawiają się troche punkowo-noisowe przestery). Frenetyczne sola Lopeza są zdecydowanie udane, ale odnoszę wrażenie, że artysta przede wszystkim dba o ogólną dramaturgię i charakter utwórów i chętnie odstępuję przestrzeń solistyczną Rodrigo. W jazzowej historii dominacja fortepianu jako instrumentu harmoniczno-rytmicznego jest oczywista, ale Humanization 4tet z powodzeniem proponują gitarową alternatywę, przywołując na myśl np nagrania Sonny Rollinsa z Jimem Hallem.

Na zakończenie trzeba powiedzieć o elemencie spajającym występ zespołu a są nim wyśmienite kompozycje. Gdzieś tam pobrzemiwa funkowy groove, bluesowa fraza czy nawet odrobinę tango, ale ich cechą wspólną są wyraziste tematy – Humanization 4tet grają żarliwy free jazz z więcej niż drobną dawką szaleństwa ale nie zapominują przy tym o tym dobrej, chwytliwej melodii. Wyborny to był koncert i mam nadzieję, że na nastepną wizytę Rodrigo Amado nie będę musiał czekać ponad 10 lat. Może by tak kwartet This Is Our Language (z Joe McPhee, Kentem Kesslerem oraz Chrisem Corsano)? Pięknie proszę.