Recenzje

  • Job

    To już któraś z rzędu propozycja Naftule's Dream, jednak dopiero pierwsza, jaką mam przyjemność słuchać. Naftule's Dream to zespół wpisujący się w krąg muzyki żydowskiej "radykalnego" nurtu. Zanim jeszcze muzyki tej się posłucha, sekstet ciekawi składem instrumentalnym, w którym znajdziemy klarnet, puzon, akordeon, elektryczną gitarę, tubę i perkusję. Przyznam, że nie znam drugiego zespołu, który aranżowałby swą muzykę na taki skład. 

  • Rivers & Tides - Working with Time

    Biorąc pod uwagę podtytuł tej płyty – Working with Time – pisanie poniższej recenzji może się wydać niepotrzebne a nawet nie na miejscu. Jeśli bowiem ktoś zajmuje się pracą z czasem, to nie można zawczasu mówić co robi. Z drugiej jednak strony, jestem pewien, że nie będę w stanie zdradzić niczego z tej muzyki... Chciałbym powiedzieć tylko dwie rzeczy, niejako obok niej.

  • Rruga

    Muszę przyznać, że na widok płyty nowego klasycznego tria jazzowego nie przechodzi mnie specjalny dreszcz, chyba, że można za takowy uznać lekko uniesioną brew. Zapewne wielu się ze mną nie zgodzi, ale wydaje mi się, że niezwykle ciężko jest wymyśleć w tej dziedzinie coś, czego nie zrobiliby już Bill Evans Trio na jednym skrzydle, czy The Bad Plus na drugim. Zdarzają się czasem wyjątki takie jak zespół Brada Mehldau'a, Vijay'a Iyera, czy - moim zdaniem niedocenione trio Bjornstad/Danielson/Mazur.

  • Bar Torque

    Jazz rodem z Wysp Brytyjskich nie jest częstym gościem w polskich mediach (tak jakby jazz w ogóle był), ani też w polskich salach koncertowych. Wydaje się, że w ogóle znajomość jazzu brytyjskiego jest nikła. Nie ukrywam - także moja. Elton Dean oraz Mark Hewins to weterani brytyjskiej sceny muzycznej, pierwszy był członkiem Soft Machine, współpracownikiem Keitha Tippetta i Carli Bley, drugi natomiast współpracował z takimi muzykami jak Dennis Gonzalez, Andrew Cyrille czy Django Bates, a od 1999 r.

  • Hello Earth - The Music Of Kate Bush

    Pisaliśmy nie tak dawno o tym jak to zespół Claudia Quintet nagrał swoją najnowszą płytę z dwoma wokalistami. Sensacyjny był rzecz jasna udział w projekcie Kurta Ellinga. Drugi ze śpiewaków do niego zaproszony Theo Bleckmann siłą rzeczy ze sławą Kurta jeszcze mierzyć się nie może więc pozostał na drugim planie krótkiego newsa. Teraz jednak pozostawać tam już żadną miarą nie może, bo oto wydał przed kilkoma tygodniami swoją nową płytę, która co więcej, ma szansę przynieść mu więcej sławy niż wszystkie dotychczasowe wydane pozycje w dyskografii razem wzięte.

  • Khmer

    Są takie płyty, przed którymi trzeba skapitulować przy określaniu ich charakteru i przynależności gatunkowej. Są - na szczęście. "Khmer" chyba do takich należy. Nie żeby wytyczał jakieś nowe horyzonty, nie by był zarzewiem jakiegoś nowego stylu - co to, to nie. Gdzieniegdzie rozbrzmiewają tu aluzje do elektrycznego Davisa, Laswella, czy Marka Ishama. Jest też nieco etno (znów raczej w aluzjach) rodem z bliskiego wschodu. 

  • Emit

    To trzecia płyta kwartetu Chris'a Speed'a z udziałem Coung'a Vu, Skuli Sverrissona i Jim'a Black'a. Skoro apetyt rośnie w miarę jedzenia, to po bardzo przychylnie przeze mnie ocenianej, rewelacyjnej Deviantics miałem nadzieję na prawdziwą ucztę. Niestety kwartet na swej nowej płycie zaprezentował materiał nieco inny od dwu poprzednich. 

  • ...and William Danced

    Kontrabasista William Parker, aż dziw bierze, że są słuchacze jazzu, którym to nazwisko mówi niewiele. Tymczasem Parker pojawia się regularnie nie tylko jako lider własnych formacji, ale i współautor artystycznych sukcesów największych gwiazd od C.Taylora po Davida S.Ware'a. Nagrywa ogromne ilości płyt i choć wszystkie one realizowane są dla maleńkich niezależnych oficyn wydawniczych to trzeba mieć wyjątkowe nieszczęście, aby nie trafić na płytę z jego udziałem.

  • Layers Of Light

    Kiedyś ktoś na grupie dyskusyjnej zadał pytanie o najbardziej ponurą, melancholijną itd. muzykę. Pewnie chodziło mu o coś, co za moich młodych lat nazywane było muzyką dołującą. Oj, ludziska (w tym podpisany) wymyślały różne takie, że hej. Ale mam typ stuprocentowy.

  • Layin' In The Cut

    James Carter nagrał płytę będącą kontynuacją poprzedniego albumu "In Carterian Fashion". Na "Layin’ in the Cut" ponownie słyszymy funkowe rytmy – i nic dziwnego, gra bowiem jedna z najczarniejszych sekcji: Jamaaladeen Tacuma/Grant Calvin Weston, tak ta sama, którą setki razy usłyszeć można było u "Blood" Ulmera. Carter nagrał zatem ponownie płytę nie stanowiącą żadnego odkrycia – o jego wirtuozerskim kunszcie wszyscy już wiedzą i prawda ta jest do znudzenia powtarzana.

  • Soul Sessions

    Właściwie nie ma o czym mówić. "Soul Sessions" gitarzysty Jeffa Goluba to płyta słaba, plastikowa i w swym zamyśle niesmaczna. 

  • Active Vapor Recovery

    Szczerze powiedziawszy muzykę zwaną kiedyś jazz-rockiem, a od pewnego czasu fusion pogrzebałem już jakiś czas temu, nie bardzo widząc w niej coś, co by mogło mnie zaciekawić. Od pewnego czasu, z dużą dozą przyjemności słucham kwintetu nieznanego mi puzonisty Scota Raya, który wraz z kolegami udzielającymi się na płytach Cryptogramophone, nagrał płytę pod tytułem "Active Vapor Recovery". 

  • On This Day On The Vanguard

    To nie jest zła płyta i w jakiś sposób wpisuje się w pewien schemat, któremu poddają się nagrania słynnego i wybitnego improwizatora Joe Lovano.

  • Cobra

    Wielbiciele Johna Zorna długo czekali na tę reedycj. "Cobra" była jedną z tych płyt, których pierwsze wydanie z drugiej połowy lat 80. zniknęło z półek bardzo szybko. 

  • Life At Yoshi's

    Gitarzysta Pat Martino rzadko gości na łamach polskich gazet publikujących cokolwiek na temat muzyki jazzowej. A szkoda. Cóż jego talent przyćmiły sukcesy gwiazd typu Pat Metheny. Z postaciami o takiej popularności trudno walczyć, a z imiennikiem tym bardziej. Niestety Martino nie prezentuje  stylu gry, ani estetyki, która mogłaby spodobać się raczkującej jazzowej młodzieży. Nie znajdzie też admiratorów wśród tzw. śmietanki jazzfanów, ci bowiem mają zbyt mało czasu aby poświęcić muzyce więcej niż kilka minut dziennie.

Strony