Recenzje

  • Tom Trio

    No i mamy płytę debiutancką muzyka, na debiut którego czekałem. Czekałem bo o Tomku Dąbrowskim, zaledwie 28 letnim trębaczu było w 2012 roku głośno. W znacznej mierze za sprawą doniesień o jego nowojorskich sesjach nagraniowych, które co prawda jeszcze nie ujrzały światła dziennego, ale które pewnie takowe ujrzą w tym roku.

  • Scrambler

    Kiedy jeszcze słuchałem hard rocka, na niektórych płytach pojawiał się napis: Play loud. Cóż, Marek na okładce płyty Mike'a Pride'a winien napisać to samo. Pierwszy utwór rozpoczyna dwuminutowe solo perkusji. Jeśli się go posłucha nazbyt cicho cała przyjemność słuchania tej płyty gdzieś się gubi. Słuchanie cichego sola perkusyjnego na początku płyty może zupełnie zniechęcić do dalszego podążania jej śladem.

  • STEM

    Z free jazzem jest często tak, że można go kochać lub nienawidzić, a i niektórzy zakochani bywają nim czasem zmęczeni. Płyta STEM wpadła w moje ręce akurat wtedy, kiedy od free wzięłam urlop, jednak okazała się być bardzo miłym zawirowaniem w płynącym leniwie potoczku spokojniejszych nieco nagrań.  Jak to w wakacje przystało, można zaznać  trochę portugalskiego słońca , jak również na przykład zgłębić tajemnice jazzowej sceny Lizbony.

  • abcdefghijklmnoprstuwxyz

    Jeszcze niedawno jako Nowa Adrenalina podbijali serca fanów co cięższych, połamanych rytmów oraz, poniekąd, świata filmu. Teraz zaś powracają - choć może powinno się powiedzieć: debiutują - w nowym wcieleniu i z nową płytą. Nazywają się Semantic Punk. Robią mnóstwo hałasu, ale – co bardzo istotne - potrafią go zorganizować. 

  • Yatagarasu

    W 50tce najważniejszych płyt ubiegłego roku wg. magazynu „The Wire” znalazł się tylko jeden (a biorąc pod uwagę kondycję naszej fonografii aż jeden) album z Polski. Choć na zajmującym w tym zestawieniu pozycję nr. 50 nagraniu nie usłyszymy żadnego polskiego instrumentalisty, „Yatagarasu” Petera Brötzmanna, Masahiko Satoh i Takeo Moriyamy nie powstałoby bez udziału naszych rodaków.

  • The Voice is One

    „The Voice is One” - tytuł ten nie wydaje się nastręczać szczególnych translatorskich trudności - głos jest jeden. W tym przypadku jednak warto nad tym przekładem pochylić się nieco dłużej - tak jak bez wątpienia warto w skupieniu posłuchać duetu Evana Parkera i Agustiego Fernándeza.

  • Post-Chromodal Out!

    Hafez co? Post co? Tak... Dzielenie się radością z nowej płyty jednego z najciekawszych współczesnych saksofonistów np. podczas spotkania towarzyskiego, randki czy rozmowy z przełożonym może być nieco utrudnione. Nie należy się tym jednak przejmować, bo album „Post-Chromodal Out!” Hafeza Modirzadeha jest znakomity i kropka!

  • Reunion: Live In New York

    Zwlekaliśmy z recenzją tej płyty czekając na odpowiedni moment. Że takiego wydawnictwa pominąć nie będzie można było sprawą oczywistą. Kiedy na płytowy rynek trafia muzyka Sama Riversa jasnym staje się, że trzeba na chwilę wstrzymać oddech, tym bardziej gdy na nowe nagrania już nigdy się nie będzie szansy doczekać. 26 grudnia ubiegłego roku ten wybitny artysta odszedł pozostawiając na całym świecie całe rzesze pogrążonych w smutku fanów.

  • Triveni II

    Avishai Cohen – imię i nazwisko, które polskiemu melomanowi mówi wiele i najczęściej budzi same pozytywne skojarzenia, ale ten Avishai Cohen, o którym mowa, to nie ulubieniec publiczności, uroczo śpiewający „Alfonsinę Y El Mar” i akompaniujący sobie na kontrabasie, ale trębacz i to trębacz, który na dzisiejszej mainstreamowej jazzowej scenie jest jednym z najważniejszych głosów. Od kilku lat na stałe współpracuje z San Francisco Jazz Collective, bierze udział w sporej liczbie sesji jako sideman, przez laty nagrał także płytę w Polsce, z Maciejem Grzywaczem, skąd inąd świetną.

  • Gather

    Świeżutka bułeczka z wydawnictwa Delmark. Zespół pod przewodnictwem wiolonczelisty, który gra tu jeszcze na gitarze basowej i kornecie. Rzut oka na skład i już się chce tej płyty słuchać. A jak miło się robi, jak się tę płytę wrzuci do odtwarzacza.

  • New Myth / Old Science

    Wyobraźcie sobie cukiernię, mieszczącą się w niebywale wysokim pomieszczeniu. Jej ściany wypełniają półki uginające się od marcepanów, szarlotek, czekoladek, napoleonek, bez, babeczek z konfiturami, trufli, sękaczy, biszkoptów, serników, tiramisu, lodów, galaretek, bakalii, a wszystkich tych słodkości jest siedemset rodzajów. Kto trafi do tej cukierni, może skosztować, czego zapragnie. Do takiego miejsca trafił wibrafonista Jason Adsiewicz. Było to archiwum Experimental Sound Studio w Chciago, a w nim siedemset godzin nagrań Sun Ra –  „El Saturn Audio Collection”.

  • Grapefruit Moon: The Songs Of Tom Waits

    W czasach, kiedy tacy wykonawcy jak... (no nie, nie będę mówił kto - wszyscy, którzy mnie znają wiedzą kogo mam na myśli, a pozostali nie muszą wiedzieć) są traktowani jako wykonawcy jazzowi, nietrudno jest znaleźć kogoś, kto zostałby zakwalifikowany do tej muzyki. Szkoda, bo dewaluuje to jazz, a twierdzenie, że taka łatwiejsza muzyka przysparza jazzowi nowych amatorów wydaje się być bardzo naciągane.

  • The Motion of Emotion

    Znów kupno płyty w ciemno. Na zasadzie: "Elliott Levin is a veteran high energy free tenor sax player" musi mnie zainteresować. A skoro i weteran i energicznie na tenorze grający, to musi być "to". Zrazu wyobraziłem sobie Levina, jako nestora sceny free, kogoś w rodzaju Freda Andersona, od lat grającego, ale nie nagrywającego, zatem zamawiając płytę, próbowałem się dopytać o jego postać. Niestety nikt nie wiedział kto zacz.

  • A'Freak-aN Project

    Łączenie wpływów afrykańskich z różnymi gatunkami muzycznymi nie jest pomysłem nowym, a wśród muzyków trójmiejskich  można je uznać za pewnego rodzaju trend – od kilku lat pojawiają się tu grupy z różnym skutkiem pragnące uchwycić tkwiącego w brzmieniu czarnego lądu ducha i natchnąć nim własną twórczość. Album A'Freak-aN Project sopockiego saksofonisty Wojciecha Staroniewicza w pewnym stopniu w tę modę się wpisuje.

  • Quiver

    Ron Miles – trąbka, Bill Frisell – gitara i Brian Blade – perkusja. Właściwie już sam skład jest całkowicie wystarczającą rekomendacją dla płyty “Quiver”. I na tym można byłoby recenzję zakończyć, ledwie dla dziennikarskiej poprawności dodając, że nagranie jest koncertowe, co dodatkowo podnosi walor poznawczy. Ostatecznie przysłuchiwanie się mistrzom tej klasy zawsze wzbogaca, a w wersji live tym bardziej jest cenne.

Strony