Peshish
Polsko-norweskie kooperacje mają w jazzie długą tradycję (począwszy od udziału Arlida Andersena i Jona Christensena w projektach Tomasza Stańki, przez Loud Jazz Band Mirosława Kaczmarczyka, po ECMowski band Macieja Obary – by wspomnieć tylko te najbardziej znane przedsięwzięcia). Pięknie kontynuuje ją kwartet PESH, w składzie: Patrycja Wybrańczyk (perkusja), Emil Miszk (trąbka), Sondre Moshagen (fortepian) i Håkon Huldt-Nystrøm (kontrabas). Rodzima połowa zespołu spotkała się podczas warsztatów International Jazz Platform w Łodzi, w wakacje 2021 roku, a w czasie jesiennej edycji tej imprezy, odbywającej się w Oslo, poznali skandynawskich kolegów. Od razu między nimi zaiskrzyło.
Najbardziej rozpoznawalny członek grupy to Miszk. Jest on jedną z centralnych postaci młodego polskiego jazzu, liderem bądź członkiem ciekawych formacji (m.in. The Sonic Syndicate, Algorhythm), a ponadto założycielem wydawnictwa Alpaka Records, dokumentującego dokonania głównie trójmiejskiego, nie tylko jazzowego, muzycznego środowiska. W PESH nie jest jednak liderem, bo takowego w tym bandzie nie ma. Jak sam tłumaczył: „Jest to demokratyczna grupa. (...) Każdy z nas może w dowolnym momencie przejąć inicjatywę i popchnąć jakiś temat czy doprowadzić jakąś sytuację do końca”.
„Peshish” to debiutancka płyta kwartetu. Wypełnia ją muzyka liryczna, chwilami nabierająca nieco większej dynamiki i dramatyzmu, ale cały czas wyważona, bardzo precyzyjnie rozplanowana, urzekająca wysmakowanymi niuansami. Zespół jest doskonale zgrany; wszyscy członkowie kwartetu zachwycają nienaganną techniką, wycyzelowanym soundem. Na szczególne wyróżnienie zasługuje Wybrańczyk - potrafiąca zagrać wszystko, ale nade wszystko będąca fenomenalną kolorystką. Krążek jest świetnie zrealizowany, dzięki czemu docenić można brzmieniowe detale. Niekiedy jednak wypełniające album dźwięki są, jak dla mnie, zbyt rzewne. Ten sentymentalizm najsilniej przejawia się w partiach Moshagena. Przyznam, że bardziej podobał mi się PESH w wersji live – gdy muzyka, zachowując wszystkie wymienione wyżej atuty, była zarazem bardziej nieprzewidywalna, silniej przepełniona jakimś niepokojem.
Słuchając „Peshish” nierzadko myślałem o „Matce Joannie” i „Leosi” Tomasza Stańki. Co prawda Miszk kształtuje dźwięk inaczej, niż nasz najbardziej uznany trębacz. Niemniej jednak w wielu momentach przestrzeń i aura tej muzyki wywoływały takiej właśnie skojarzenie. Można by tu zresztą doszukać się odwołań do wielu innych płyt z katalogu ECM, bo debiut PESH to bardzo Eicherowski krążek. Co więcej – w żadnej mierze nie ustępuje on jakością albumom wydawanym przez tę słynną wytwórnię. Nie wiem, czy grupa ma takie ambicje, ale uważam, że śmiało może ubiegać się o miejsce w szeregach monachijskiej oficyny. Posiada wszelkie artystyczne walory, by tam się znaleźć.
1. Peshish, 2. Walc Majowy, 3. Leitmotif, 4. We\'re Going to Voss!, 5. Joseba, 6. Idea, To Trust, 7. A Feat of Association, An Idea, 8. Diatonic Jogger, 9. Music 45
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.