Mutable

Autor: 
Andrzej Nowak (Trybuna Music Spontanicznej)
Don Malfon
Wydawca: 
Relative Pitch Records
Dystrybutor: 
Relative Pitch Records
Data wydania: 
20.05.2022
Ocena: 
4
Average: 4 (1 vote)
Skład: 
Don Malfon – saksofon altowy i barytonowy

Don Malfon będzie gościem Silence/ Noise 7th Spontaneous Music Festival, który startuje 6 października.

Kataloński saksofonista Don Malfon zdaje się podążać dalece przemyślaną drogą rozwoju artystycznego. Nie rzuca się w wir każdej improwizacji, dobrze dobiera partnerów (także tych renomowanych) i wytrwale pracuje, by co kilka, kilkanaście miesięcy dostarczać nam nową płytę. Jego pierwsza solowa ekspozycja ukazała się dwa lata temu w labelu Sirulita Records i była niczym nieskrępowaną podrożą w głąb preparowanych, saksofonowych dźwięków barytonu.

Nowa płyta pokazuje innowacyjność i kreatywność tego muzyka jakby w innym świetle. Malfon serwuje nam tu zmyślną dramaturgię, dużo pracuje samym instrumentem, bawi się jego mechaniką, intensywną fizycznością samej materii, a nade wszystko daje nam popis wykonawczej wirtuozerii. Dodajmy, iż obok barytonu w nagraniu pojawia się także saksofon altowy, choć po prawdzie jego brzmienie w procesie intensywnych dekonstrukcji czasami niczym nie różni się od barytowego charczenia. Definitywnie bardzo mocny punkt w katalogu Relative Pitch na koniec roku!

Na starcie pierwszej improwizacji muzyk wydycha z płuc ogromne ilości suchego powietrza. W tubie saksofonu coś brzęczy i post-perkusyjnie rezonuje. Brzmienie jest szorstkie, zdecydowanie agresywne, ale na swój sposób melodyjne. Rodzaj saksofonu rozpoznajemy dopiero po kilku pętlach narracyjnych. Baryton buduje tu opowieść, która ma swój wewnętrzny, choć nieoczywisty rytm. W końcowej fazie ekspozycji zdaje się, że muzyk używa jedynie ustnika. Druga improwizacja, to podróż definitywnie mechaniczna. Pracują dysze, muzyk szuka akustyki samego korpusu instrumentu, wszystko tu drży i wysyła rezonujące dźwięki. Chwilami przypomina to zabawy Vasco Trilli metalowymi przedmiotami na perkusyjnym werblu. Pewnie znów coś znajduje się w samej tubie, ale jeśli jest tam tylko powietrze, to muzyka winniśmy od dziś określać mianem czarnoksiężnika. Saksofonista buduje tu kilka wątków jednocześnie, bywa, że jego instrument brzmi niczym puzon albo trąbka. Mechanika, wulkanizacja, pulsacje - prawdziwie akustyczne techno! Kolejne improwizacje stawiają na bardziej zwięzłą, niekiedy enigmatyczną formę. Trzecia, to pakiet rezonujących, nieco wystudiowanych fraz, które udanie szukają pokrętnej melodyki, z kolej w czwartej wszystko brzmi, niczym charczące płuca gruźlika. Muzyk pracuje długim oddechem, w końcu niemal cyrkulacyjnie, a brudne brzmienie kreuje dodatkowe emocje. W piątej odsłonie dostajemy się w wir czystego powietrza, a saksofonista kreśli delikatnie swingujące, post-freejazzowe frazy. W szóstej części powraca do formuły dronowej. Narracja płynie tym razem wysokim wzgórzem, wydaje się lekka, bardzo delikatna, jak na kanony tego albumu i tego artysty. Jeśli pierwsze dwie improwizacje uznać tu jesteśmy skłonni za najlepsze momenty płyty, to siódma część zdaje się reasumować wątki obu tych opowieści. Instrument Malfona zamienia się tu w szlifierkę, tokarkę, spawarkę, a nawet zepsuty silnik elektryczny. Prawdziwy pokaz możliwości brzmieniowych prostego instrumentu dętego! Końcowa improwizacja toczona jest bliżej ciszy. Długie, spokojne pociągnięcia pędzlem, relaksacyjny oddech, ale niemal post-industrialne brzmienie. Nastrój całości zdaje się być jednak bardziej oniryczny niż mroczny. Akustyczne niespodzianki czają się bowiem w każdym zakamarku tej narracji.