Libelid

Autor: 
Bartosz Adamczak
Ola Bilińska
Wydawca: 
Żydowskiego Instytutu Historycznego im. Emanuela Ringelbluma / Programu 2 Polskiego Radia
Data wydania: 
05.05.2016
Ocena: 
4
Average: 4 (1 vote)
Skład: 
Ola Bilińska – głos, syntezator OP1, gitara elektryczna, delay Moogerfooger Edyta Czerniewicz – wiolonczela, głos Kasia Kolbowska – harfa celtycka, głos Michał Moniuszko – kontrabas, mandolina, głos Kacper Szroeder – trąbka, flugelhorn, cymbały białoruskie, głos Adriana Witkowska – głos w “Mamenju, Lubenju”, “Umru Majne” Paweł Szamburski – klarnety w “Kalenju, wejn że, wejn!”

Ta płyta jest dla mnie pamiątką po tegorocznej edycji Krakowskiego Festiwalu Kultury Żydowskiej. “Libelid” Oli Bilńskiej to zbiór pieśni miłosnych śpiewanych w języku jidysz. Muzycznie jest to bardzo bliska kontynuacja poprzedniej płyty “Berjozkele”, bedącej zbiorem kołysanek, o której miałem okazję pisać rok temu, nieprzypadkowo również w związku z festiwalem. Oba albumy zostały wydane przez Żydowski Instytut Historycznych w pięknej oprawie graficznej, z bogatą książeczką zawierającą teksty utwórów w języku jidysz oraz tłumaczenia na język polski i angielski.

Mamy co prawda w porównaniu do tamtej płyty kilka zmian personalnych, nie usłyszymy już tutaj psychodelicznej gitary Raphaela Rogińskiego, pozostaje on jednak na płycie obecny – jako autor muzyki do utworu tytułowego. Pojawiają się jednak ponownie Michał Moniuszko (kontrabas) oraz Kacper Szroeder (trąbka, flugelhorn, cymbały białoruskie). Instrumentarium wzbogacone jest przez wiolonczelę (Edyta Czerniewicz) oraz harfę (Kasia Kolbowska). Przeciwwagę dla tych akustycznych brzmień stanowią elektroniczne efekty obsługiwane przez wokalistkę, pogłosy, echa, syntezatorowe plamy.

“Libelid” to wielopłaszczyznowa podróż, to wynik etnograficznej pracy - efekt badania bogactwa muzycznego i literackiego zawartego w zbiorach żydowskiej pieśni ludowej. To baśniowa przeprawa przez kraj romantycznych ballad i radosnych przyśpiewek. To kroczenie na granicy snu i jawy, jak zapomnianej historii oraz współczesności. I, proszę się nie bać, nie uświadczy tu słuchacz ani przez chwilę banału i ckliwości rodem z popowych “love songs”. Urzekające liryzmem melodie, otoczone są aurą tajemnicy, a nawet odrobiny mroku, jak choćby w psychodelicznym “In der fincter”. Aranżacje Oli Bilińskiej sprawiają, że tradycyjne pieśni brzmią nadzwyczaj nowocześnie, ale nie zatracają swojego ludowego, surowego charakteru.

Podobnie jak “Berjozkele”, najnowsza płyta Oli Bilińskiej urzeka poetyckim, surrealnym klimatem. Polecam słuchać po zmierzchu.

 

1. Oj, Abram, 2. Mamenju, lubenju, 3. Ich kusz dich mit ojgn farmachte, 4. In der fincter, 5. Jome, Jome, 6. Libe-lid, 7. Kalenju, wejn że wejn!, 8. Umru majne