Kairos
Fundacja Słuchaj! zaprasza na spotkanie pewnej japońskiej pianistki, którą znamy już z kilku wstrząsająco udanych albumów wydanych przez ten label i pewnego amerykańskiego perkusisty, który bez cienia wątpliwości jest legendą muzyki improwizowanej. Być może nie wszyscy wiedzą, iż w autorskim portfolio tego jegomościa są także albumy, na których rzeczony muzyk śpiewa. Tu, na albumie Ikaros czyni to także! I to jak pięknie! Definitywnie Gerry Hemingway poradziliby sobie doskonale na scenie popowych wokalistów! A Izumi Kimura? Poza wszelkimi innymi walorami, trudno na scenie muzyki improwizowanej znaleźć bardziej wrażliwą na niuanse brzmieniowe i dramaturgiczne pianistkę.
Na album Kimury i Hemingwaya składają się zarówno nagrania studyjne ze Szwajcarii, jak i koncertowe z Irlandii. Zdecydowana większość materiału podpisana jest w ujęciu autorskim wspólnie, pojedyncze utwory są dziełami każdego z artystów, a siódmy utwór to traditional, zapewne rodem z Japonii, w którym to właśnie wokalnie udziela się drummer.
Początek płyty szyty jest wyjątkowo minimalistycznym ściegiem. Rytualne slow motion opiera się tu na leniwych klawiszach piana i perkusji wykorzystywanej do pary z wibrafonem. Najefektowniejszy jest jednak finał utworu, gdy narracja staje się wyjątkowo mroczna, ale i delikatna. Tworzą ją muśnięcia werbla i ciche frazy inside piano. Druga opowieść zdominowana jest przez rytm kreowany nie tylko przez perkusję. Improwizacja dostarcza tu nad wyraz dużo emocji. W trzeciej opowieści przenosimy się na jeden utwór z Lucerny do Dublina. Rozbudowana opowieść pełna jest dźwięków preparowanych perkusji i rytualnych akcji piana. Najpierw muzycy mają w głowie minimalizm, potem szukają jazzu, by po niedługiej chwili obudzić się w chmurze ekspresji godnej miana free jazzu. Na zakończenie opowieść efektownie tłumi się wprost w abstrakcyjne, ponadgatunkowe impro.
Czwarty utwór, podobnie jak pieśń finałowa, to ledwie kilkudziesięciosekundowa miniatura. Ta przesączona jest emocjami open jazzu i zdominowana rytmem perkusji. Kolejna dwa utwory znów powstały w Dublinie. W piątej opowieści Kimura swobodnie przenosi nas do krainy post-klasycznej łagodności. Japonka idzie tu zdecydowanie w pierwszym szeregu, przez moment nawet bez asysty Hemingwaya. Ten wraca na etapie kody i syci narrację porcją zdrowego jazzu. W utworze szóstym dominuje delikatność i filigranowość. Z jednej strony wytłumione frazy inside piano, z drugiej subtelne dźwięki marimby i wibrafonu. Dialog artystów z czasem nabiera tu jazzowych rumieńców. Wreszcie siódma, tradycyjna melodia. Zaczyna się post-klasycznym fortepianem. Potem słyszymy dźwięk, który wydaje się być dziełem instrumentu dętego, zaraz potem wydaje nam się, że to harmonijka ustna. Ciągle jesteśmy jednak w błędzie. Owe zmysłowe pomrukiwanie, to głos perkusisty, który z czasem przechodzi w fazę melodyjnego śpiewu. Piosenka nabiera cech typowej amerykańskiej ballady w rozległą prerią w tle. Album wieńczy wspomniana już wcześniej miniatura. Tym razem tworzą ją głęboko osadzone fazy piana i wibrafonu, pozostające w stanie delikatnego dygotu.
1. Dendrochronology, 2. Water Thiev, 3. Day Into Night, 4. Chronostrata, 5. Cloud Echoes, 6. Kairos, 7. Over The Tide, 8. Circadian Twilight
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.