The Continents: Concerto For jazz Quintet & Chamber Orchestra

Autor: 
Maciej Karłowski
Chick Corea
Wydawca: 
Deutsche Grammophon
Data wydania: 
03.02.2012
Dystrybutor: 
Universal
Ocena: 
4
Average: 4 (1 vote)
Skład: 
Chick Corea, Marcus Gilmore - drums, Steve Davis trompone, Hans Glawischnig - bass, Tim Garland - sasax, bass clarinet, flute, The Harlem Quartet, Imani Wind Ensemble

Chick Corea – jedna trzecia świętej trójcy jazzowej pianistyki obok Keitha Jarretta i Herbiego Hancocka. W ubiegłym roku obchodził swoje 70. urodziny. Pewnie między innymi z tego powodu świat podarował mu kolejną statuetkę Grammy. Corea należy do grona artystów, których jest bardzo trudno nie podziwiać. Można oczywiście jego muzyki nie lubić, nie zgadzać się z jego ideami fuzji gatunków, być chłodnym wobec jego elektrycznych supergrup albo po prostu mieć innych faworytów w dziedzinie fortepianowej i kompozytorskiej sztuki. Można też w końcu z dezaprobatą i zdziwieniem kiwać głową, gdy ostentacyjnie głosi poglądy guru scjentologów Rona Hubbarda i pozwala się manipulować wpływowemu liderowi, ale jego działania na polu muzyki muszą budzić uznanie u wszystkich starających się muzykę kochać, a nie wyznawać.

Po 70 latach życia i trwającej pół wieku karierze scenicznej, aż prosiłoby się naszkicować wiarygodny portret Corei, dostatecznie bogaty w detale i ujmujący go jako wyrazistą postać na jazzowej scenie. Albo przynajmniej odpowiedzieć na pytanie, kim jest dzisiaj ta wielka gwiazda jazzowej sceny. Nie jest to łatwe, a prawdę powiedziawszy, też zastanawiam się, czy w ogóle jest to możliwe i celowe.

Uniemożliwia to w zasadzie horyzont muzycznych zainteresowań Corei. Jazz: Bud Powell, Horace Silver, Bill Evans, Anthony Braxton, Gary Burton, Bobby McFerrin, wszelkiego formatu comba od tria po oktety. Klasyka: Mozart, Bartok, wspólne recitale z wielkimi tego świata Friedrichem Guldą czy Nicolasem Economu. Muzyka hiszpańska, i ta klasyczna, i flamenco. W końcu także jazz elektryczny, z olśniewającymi sekcjami rytmicznymi, które niosą jego zadziwiającą lekkość pisania tematów w przestrzenie niemal popularne. Jego życie artystyczne i muzyczny dorobek jest tak szeroki, że zapiera dech i poważnie odbiera możliwość prostej, krótkiej syntezy jego twórczości. Ale jest płyta, która może powiedzieć o Chicku Corei AD 2012 bardzo wiele i może być postrzegana w znacznej mierze jako jeden z tych albumów, które zwykliśmy opisywać słowami „opus magnum”.

„The Continents: Concerto For Jazz Quintet & Chamber Orchestra”. Duża sprawa. Ucieleśnienie Coreowskich marzeń o muzyce globalnej, a także wyzwanie, aby w swoim stylu połączyć już nie koncertujący jazzowy fortepian z orkiestrowym wehikułem, ale jazzowe combo z grupą muzyków, których artystyczne „tu i teraz” pozostaje w ścisłym związku z muzyką precyzyjnie rozpisaną na kartach partytur. Aby dać tym marzeniom wyraz, Corea napisał obszerną, złożoną z sześciu części kompozycję i każdej z nich nadał stosowny tytuł. Mamy więc Afrykę, Europę, Australię, Amerykę, Azje i Antarktydę. Ale nie wyobrażajmy sobie, że oto przed nami zjawia się dzieło programowe, że jest to próba uchwycenia charakterystycznych cech powstałych na tych kontynentach kultur muzycznych, aspirujące do rangi dźwiękowego traktatu etnomuzykologicznego. Zresztą, o jakim wytworze kultury możemy mówić w przypadku Antarktydy? Tytuły to tylko efektowny zabieg formalny mający, przyznać trzeba, spore walory przyciągające dla słuchaczy.

„The Continents” możemy raczej nazwać w jakiejś mierze ucieleśnieniem idei muzyki tzw. trzeciego nurtu. Albo pójdźmy nawet dalej - być może jedną z najbardziej udanych w historii prób pojednania światów jazzowej niejednoznaczności z klasycznym dookreśleniem, które wcale niekoniecznie tak bardzo do siebie przystają i nadają się do łatwego łączenia. Ale Corei fuzja ta się udaje. Kto wie też, czy nie jest to jedna z najpełniejszych fuzji stylistycznych w jego karierze, daleko bardziej kompletna i przekonująca niż te wcześniejsze jazzrockowe i etniczno-jazzowe. Nie odwołuje się ona wprost do konkretnych kompozytorów klasyki i nie udaje, że da się ich język muzyczny prosto ujazzowić. Corea składa światy muzyczne na własnych warunkach, sięgając oczywiście po dorobek wielkiej klasyki i zaczerpnięte z niej formy muzyczne, ale porządek dźwięków i ich przebieg modelując już całkiem po swojemu. I na płycie „The Continets” to działa. Powstaje muzyka wielobarwna, bogata, złożona, spójna, zwarta, bez dłużyzn i przykrego w odbiorze podejrzenia, że twórca nie wie, dokąd iść.

Pomógł w tym bez wątpienia zespół. Bo też i taki kompozytorski zamysł wymaga nowego typu muzyków - niezapatrzonych w stylistyczne odrębności pomiędzy różnymi rodzajami muzyki i niekultywujących tej odmienności, ale potrafiących dostrzec pomiędzy stylami przestrzeń wspólną. Corea znalazł ich z jednej strony w dwóch zespołach klasycznych, smyczkowym The Harlem Quartet oraz ansamblu instrumentów dętych Imani Winds, poprowadzonych przez starego znajomego Stevena Mercurio, z drugiej zaś w kwintecie jazzowym złożonym z Tima Garlanda, Hansa Glawishniga, Marcusa Gilmore’a i jednego z najświetniejszych amerykańskich puzonistów Steve’a Davisa. O klasie tego zespołu niech zaświadczą cztery utwory zagrane już tylko z udziałem jazzowego combo, pomieszczone na drugim, niejako bonusowym, dysku tego wydawnictwa. Uzupełnieniem całości jest 11 części „Solo Continuum” – zbioru fortepianowych miniatur zagranych przez Coreę solo.

I co tu powiedzieć? Jest tak, jak zwykle w takich sytuacjach. Recitale solo i małe zespoły zawsze były znakiem firmowym Chicka Corei i w znacznej mierze też określają jego fortepianową znakomitość i oryginalność języka wypowiedzi. Mamy więc trzy różne formuły wykonawcze, trzy różne terytoria kompetencji muzycznej artysty oraz trzy wielkie dziedziny, którym w toku swojej kariery zawsze poświęcał wiele uwagi. Co tu kryć, nie jest łatwo znaleźć w tej muzyce słabe punkty, a może w ogóle ich tu nie ma?

CD 1: 1. Africa, 2. Europe, 3. Australia, 4. America, 5. Asia, Antarctica

CD 2: 1. Lotus Blossom (Kenny Dorham), 2. Blue Bossa (Kenny Dorham), 3. What's This (Corea), 4. Just Friends (Jerome Klenner), 5. Solo Continuum 31, 6. Solo Continuum 42, 7. Solo Continuum 53, 8. Solo Continuum 64, 9. Solo Continuum 75, 10. Solo Continuum 86, 11. Solo Continuum 97, 12. Solo Continuum 108, 13. Solo Continuum 119, 14. Solo Continuum 1310, 15. Solo Continuum 1411