Kosmos Kosmos przypominał niedzielnego wieczoru istną międzygwiezdną próżnię. Klub, który niekiedy pęka w szwach, a niezbyt korzystne usytuowanie sceny nie pozwala na oglądanie występu większości audytorium, zapełniony był w porywach dwudziestoma osobami wraz z obsługą baru i samymi artystami. I choć są to warunki z pewnością komfortowe dla widza, to muszą stanowić pewien czynnik deprymujący dla muzyków i szczerze mówiąc nie zazdrościłem Glabulatorowi grania w prawie pustym klubie.