Starszego z braci Mazolewskich - Jerzego Mazzolla - a nie miałem okazji słuchać na żywo jeszcze nigdy. Stało się tak pewnie dlatego, że koncertowo był on praktycznie nieobecny przez większość okresu mojej jazzowej fascynacji. Prędzej czy później do spotkania tego musiało wreszcie dojść. Na szczęście miało to miejsce w ekstremalnie kameralnych warunkach, z okazji superminimalistycznego koncertu - takiw właśnie warunki stanowią doskonały przyczynek do dłuższej znajomości.
Dla współczesnej muzyki improwizowanej nazwiska: Parker, Guy i Casserley od lat pozostają czymś w rodzaju ostatecznych drogowskazów. Na omawianym albumie Brytyjczycy kontynuują swe poszukiwania dotyczące ingerencji urządzeń elektronicznych w proces improwizacji i przenikania się dwóch, pozornie wrogich sobie obszarów estetycznych: akustycznego i elektronicznego.
Gdyby ktoś wiedziony nazwiskiem Evana Parkera zabrał się za słuchanie tej płyty oczekując free improvu, free jazzu, czy czego tam jeszcze free, myślę, że nieźle by się... no właśnie - zawiódł? Chyba nie.
Płyta Electro-Acoustic Ensemble to poważny problem dla słuchacza. Nie chodzi o to, że ciężko się jej słucha - tego bym nie powiedział. Trudność polega raczej na zbyt złożonym materiale dźwiękowym, który żadną miarą nie chce poddać się analizie.