Pole w Powiększeniu

Autor: 
Krzysztof Wójcik

Ostatnimi czasy w programie artystycznym warszawskiego Powiększenia nieco większy nacisk położony został na muzykę improwizowaną i pokazywanie artystów lokalnej, bądź po prostu krajowej sceny. Trio Pole, w którego skład wchodzą uznani już przedstawiciele warszawskiej muzyki niezależnej, jako zespół było mi kompletnie nieznane. Nazwiska stojące za przedsięwzięciem pozwoliły jednak przypuszczać, że na scenie dojdzie do kreatywnego zwarcia talentów i różnych muzycznych światów, którego efekt okaże się interesujący. Szczęśliwie dla wszystkich obecnych w środę w Powiększeniu, Pole zagrało koncert porywający, prezentując muzykę pomysłową i niejednorodną.

Michał Górczyński, Jan Młynarski i Piotr Zabrodzki są postaciami, po których można spodziewać się niespodziewanego. Przed koncertem prognozowałem, że klarnet Górczyńskiego okaże się dominującą siłą zespołu, definiującą jego brzmienie. Pomyliłem się - muzyka Pola stanowi wypadkową inspiracji wszystkich członków składu, które postanowili przemieszać w stosunkowo równych, lecz zaskakująco dawkowanych proporcjach. Dzięki temu klasyczne, folkowe, bądź bardziej nieokiełznane jazzowe improwizacje na dęciakach traciły swój oczywisty wymiar w zestawieniu z mocną, precyzyjną, czasami brzmiącą niemal jak elektroniczny bit perkusją Młynarskiego. Z kolei Zabrodzki wzbogacał akustyczny duet elektrycznym basem (rzadziej gitarą) silnie korzystając z efektów. Zapętlając niektóre frazy i nakładając na nie kolejne, muzyk tworzył bardzo gęste faktury, które w dużej mierze determinowały brzmienie całości. Ale znów - w dużej mierze, lecz nie w całości. Muzycy jako zespół bardzo umiejętnie operowali akcentami.

Niekiedy całość przypominała kwaśno-kosmiczny drum’n’bas za sprawą niesłychanie rytmicznej i szybkiej grze Młynarskiego, który podczas występu prezentował najrozmaitsze stylistyki – to, że było w nich mało typowo jazzowej rytmiki poczytuję zdecydowanie jako atut, nadający muzyce ciekawej synkretyczności. Górczyński równie umiejętnie operował swymi klarnetami i tenorem, często decydując o zmiennej intensywności brzmienia. Można powiedzieć, że nazwa „Pole” w pewnym sensie doskonale do muzyki tria pasuje - pomiędzy artystami rzeczywiście wytwarza się pewna specyficzna dźwiękowa przestrzeń, która mam wrażenie nie została w pełni wyeksponowana na koncercie. Innymi słowy: wydaje mi się, że Pole pomimo naprawdę porywającego występu, kryje w sobie potencjał na jeszcze więcej.

Udaną niespodzianką urozmaicającą przebieg wieczoru było zaproszenie na scenę Tomasza Dudy, który wspomógł trio na saksofonie i klarnecie, dzięki czemu zamknięcie koncertu przybrało bardziej improwizowano-jazzowy wymiar. Utwierdziło mnie to jeszcze bardziej w przekonaniu, że Pole potrafi odnaleźć się w rozmaitych stylistykach, a zarazem eksplorować je z otwartą na eksperymenty głową.
Mam nadzieję, że zarówno ja, jak i większe audytorium będzie miało okazję zobaczyć zespół w niedalekiej przyszłości na żywo. Z pewnością podgrzałoby to atmosferę oczekiwania na debiutancką płytę w barwach Kilogram Records Mikołaja Trzaski, która ukaże się w najbliższych miesiącach. Ja po krążek już teraz ustawiam się w kolejce.

PS: Gratulacje dla klubu za ciekawy program, również w wersji stricte materialnej ulotki informującej o rozkładzie jazdy na luty – tak trzymać.